1925-08-30 zawody woj. warszawskie

Z WikiPasy.pl - Encyklopedia KS Cracovia
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

prawdopodobny termin


Opis zawodów

"DOOKOŁA WOJEWÓDZTWA WARSZAWSKIEGO" -
Stadjon

DOOKOŁA WOJEWÓDZTWA WARSZAWSKIEGO

Relacja z meczu w tygodniku Stadjon cz.1
Relacja z meczu w tygodniku Stadjon cz.2
Relacja z meczu w tygodniku Stadjon cz.3
Relacja z meczu w tygodniku Stadjon cz.4
Nastroje przedbiegowe, — W drodze po laury zwycięzcy... — Na nic dobre nogi gdy gumy pękają lub rower się psuje... — O czynach dobrej woli. — Kilka słów o organizacji.

Polski Związek Towarzystw Kolarskich, przystępując do organizacji pierwszego biegu, zakrojonego na modłę „Tour de France", powiedzmy otwarcie, miał lekkiego stracha...
Doświadczenia, zebrane przez nasze orga¬nizacje kolarskie, przy biegach 50, 100, czy też 200 kim., w żadnym kierunku nie dawały wzorów, według których można byłoby 1-szy „Tour de Pologne" organizować. Trzy dni biegu, 650 kim., trasy, pustki w kasie związkowej, brak ludzi z powodu ferji letnich, stanowiło przeszkody dość poważne.
Przyznać należy, że Zarząd Związku, i zwłaszcza odpowiedzialny kierownik biegu p. Wojtkiewicz, wybrnął z tych przeciwności obronną ręką, mało tego, przez dowcipne skojarzenie Komitetu Organizacyjnego, w skład którego wciągnął przedstawicieli prawie całej prasy sportowej i codziennej, zabezpieczył się przed zjadliwą oceną ujemnych stron biegu w prasie i t. d.
Właściwy okres czasu poświęconego na organizację biegu „Dookoła Województwa Warszawskiego" wynosił niespełna jeden tydzień. W ciągu tego okresu zwiedzono trasę biegu, postarano się o środki lokomocji, zaproszono szereg osób do współpracy, zebrano nagrody. W tem też czasie rozpisane zostały zaproszenia do udziału w biegu i ułożony został regulamin zawodów.
Jednem słowem, aczkolwiek do organizacji całej imprezy przystąpiono zbyt późno, to jednakże zbiorowemi siłami zdołano przygotować wszystko, czego termin 14 sierpnia dla rozpoczęcia biegu wymagał.
Jedna rzecz zawiodła. Przewidywano udział 20 zawodników, tymczasem zgłosiło się 49, badanie lekarskie zakwalifikowało do udziału w zawodach 42, czyli przeszło 100 proc, więcej niż Komitet Organizacyjny przewidywał.
Co się działo w drodze i jaki był przebieg tego „wyścigu" trudno zmieścić w ramach szczupłego sprawozdania prasowego. Ile energji, ile siły woli w tym czasie zostało wyładowane, zaledwie domyśleć się można, a- jakie ciężkie próby upadku sił fizycznych, upadku ducha, nastrojów zniechęcających, przeżyli zawodnicy, osądzić i ocenić mogą tylko ci którzy w podobnych wypadkach sami się znajdowali.
Pierwszy dzień biegu był jakby ogniową próbą dla wszystkich zawodników. Było to również wzajemne poznawanie się, badanie wytrzymałości, sposobu jazdy, wytężone pilnowanie się wzajemne przed „ucieczką” i t. p. psychiczne zmaganie.
Zaraz na początku biegu, cały rój zawodników podzielił się na trzy grupy: na czoło wysunęło się około 20 kolarzy, którzy deptali z szybkością około 22 kim. na godzinę. Dalej o jakie 3 kim. trzymała się uparcie lecz z widocznym wysiłkiem grupa 12 kolarzy, a w odległości 3 do 6 kim. dalej rozciągniętym wężem pojedyńczo po dwuch, po trzech ciągnęli pozostali...
W czołowej grupie prowadzi Szenrok z Pabianic, obok Bartodziejski, Lange, Gronczewski, Garley, Popowski, Ziembicki z Brześcia, Chyłko z Krakowa, Blau z Łodzi, Miller Oswald, Kostrzębski ze Lwowa i inni.
W drugiej grupie 5 Górnoślązaków, Dolata z Poznania i jeszcze kilku kolarzy prowincjonalnych.
W trzeciej grupie czterech zawodników z Wesołowskim na czele, który w całej rozciągłości zasługuje nato nazwisko. Był on wesołym i niczem niezniechęconym od samego początku do końca biegu.
W Płocku, na punkcie żywnościowym, już tylko 12 zawodników razem się trzyma. Prowadzi Blicharski ze Lwowa a za nim Krzemiński. Godzina 12.40. Ze startu ruszono o godz. 7.09, a więc w 5 g. 30 min. przebyto 122 kim.
Bieg coraz więcej się rozciąga. Ostatni za¬wodnik mija Płock w 2 godziny po czołowej grupie.
Do Łowicza wpada na metę prawie razem cała grupa 12 zawodników — przyczem jako pierwszy zakwalifikowany został Chyłko z Krakowa. Czas 9 g. 25 min.
•»
Drugi dzień zawodów ujrzał na starcie tylko 35 zawodników. Siedmiu odpadło częściowo z własnej woli, częściowo z powodu poważnych uszkodzeń roweru.
Drugi etap z Łowicza do Puław 202 kim., był jakby decydującą próbą wytrzymałości zawodnika. Wszyscy już dokładnie poznali swoje siły, każdy wiedział czego ma się spodziewać po swym wspózawodniku, to też tempo biegu na tym etapie znacznie wzrosło.
Czołowa grupa, dzięki defektom w rowerach, pękaniu guni, no i oczywiście ostremu tempu, które dochodziło do 30 kim, na godzinę, a średnio wynosiło 25 kim., rozpadła się na grupki po dwuch, trzech, czterech, wskutek czego cała przestrzeń od Radomia do Puław, przeszło 100 kim., usiana była co kilka, kilkanaście kilometrów pędzącymi na łeb na szyję. W drugim etapie stanowczo większem szczęściem, jak również i większym zasobem ikry w łydkach odznaczyli się zawodnicy prowincjonalni. Taki Ziembicki z Brześcia i Miller z Łodzi odsądzili się od trzeciego Blicharskiego ze Lwowa i Langego z Warszawy o cale prawie 15 minut.
Na tym etapie nie było już równej grupowej jazdy, czasem nawet czekania na zapóźnionych z powodu pęknięcia kiszki towarzyszy. Tutaj każdy zawodnik korzystał z lada sposobności, z lada górki, z lada zmęczenia swego współzawodnika aby mu zwiać i odsądzić się możliwie dalej.
Etap drugi przeto możnaby nazwać decydującym jako „wyścig" i jako najwięcej męczący.
Zwycięzcą tego etapu uznany został Ziembicki z Brześcia w czasie 7 g. 49 m, 30 sec.
W ogólnej klasyfikacji prowadzi również Ziembicki, ponieważ Miller, który na II-gim etapie przybył z Ziembickim równocześnie, ma 2 godziny opóźnienia z etapu I-szego. Czas pierwszego 17 g. 15 m„ drugi Lange 17 g. 29 m., dalej Blicharski (Lwów) 17 g. 38 m., Popowski (Warszawa) 17:46, Blau (Łódź) 17 :50, Gronczewski (Warszawa) 17 : 52, Chyłko (Kraków) 18 : 04.
Trzeci i ostatni etap, to bieg znowu „drużynowy". Czołowa grupa 12 kolarzy, która zmniejszyła się w trakcie drogi do 6-ciu. Tempo biegu opadło do około 22 kim. na godzinę, a w niektórych miejscowościach było znacznie mniejsze. Każdy szanował się i oszczędzał na ewentualny zryw współzawodnika, którego jednak nie było, bo nikt na tyle nie górował nad innymi aby na tak ryzykowny krok się zdobyć. Linja zawodników wydłużyła się jeszcze więcej niż na poprzednich etapach i dochodziła do 4 i więcej godzin różnicy.
Na tym etapie szczęście już wyraźnie służyło kolarzom warszawskim. Najgroźniejszy zawodnik z Brześcia — Ziembicki, który przodował 15-ma minutami przed Langem musiał się zatrzymać dla zmiany gumy i tak długo zmieniał, że pomimo bohaterskich wysiłków nietylko utracił te 15 minut, lecz postradał swoich własnych 18-cie.
Na metę w Warszawie wpadło znowu razem 6-ciu zawodników, z tych jednakże Bartodziejski został uznany za pierwszego.
W ogólnej klasyfikacji jak wiadomo zwycięstwo przyznano Langemu w czasie 17 g. 54 m. 30 sek. (650 kim.).
Szczegółową listę zawodników z wynikami na wszystkich trzech etapach podaliśmy w „Stadjonie" Nr 34.

Jak wielkie znaczenie ma w zawodach kolarskich sama maszyna, a najwięcej gumy, nie potrzebuję nikogo przekonywać. To też kolarz, wybierając się na zawody, liczy przedewszystkiem na szczęście a potem dopiero na swoje nogi... serce, płuca i t. p.
Złośliwy wypadek z gumą na ostatnim etapie uniemożliwił najwięcej usposobionemu zawodnikowi Ziembickiemu do zdobycia I-szego miejsca. Najlepiej przygotowanemu do tego rodzaju zawodów kolarzowi, jakim był Miller Oswald z Łodzi, pęka na pierwszym etapie „widelec". Zawodnik traci dwie godziny w Płocku na reperację i chociaż przybywa do Warszawy w lepszym czasie niż inni, którzy takich wypadków nie mieli, zwycięstwo wymyka mu się z ręki.
Dalej Krzemińskiego ze Lwowa prześladuje widoczny pech. Pękają mu gumy na pierwszym etapie w zastraszający sposób; nie¬mniej spotykają go te same wypadki i na następnych etapach. Drugi lwowianin Blicharski, wskutek dotrzymywania towarzystwa Krze¬mińskiemu traci 12 minut czasu na pierwszym etapie i już ich dogonić potem nie może.
Pandrowskiemu ze Lwowa pękają tryby w rowerze „Diamant". Koniecznemu z Poznania pękają widełki u „Inwencji". To samo Millerowi na „Sierpińskim".
Lange, zwycięzca biegu, o mało go nie przegrał zupełnie. Na kilkaset metrów przed metą na ulicy pęka mu guma. Wszyscy finiszują, on też... ale na obręczy i tylko w ten sposób osiągnął metę i laur zwycięzcy...
Nie wspominam tutaj o tych dziesiątkach gum, które pękały Bartodziejskiemu, Gronczewskiemu, Chyłce i innym, które uniemożliwiły najlepszym z zawodników osiągnąć lepszy czas i lepsze miejsce i tym sposobem zmniejszyły konkurencję.
Nie ujmując nic ze sławy i zasługi pierwszego zwycięzcy p. J. Langego, zaznaczyć musimy, że pomimo wszystko był on dzieckiem szczęścia, gdyż takie same szanse do pierwszego miejsca miało wielu zawodników i tylko dzięki większej ilości defektów odpadli na dalsze miejsca. Tak więc bieg „Dookoła W. W." po części wygrały dobre gumy i mocny rower.
Że bieg doszedł do skutku i skończył się pomyślnie, jest to zasługą nietylko organizatorów z P. Z. T. K. na czele. Jednostek z Komitetu organizacyjnego wymieniać nie będę. Wszyscy pracowali z zapałem, z dobrą wolą i poświęcali tyle sił na ile ich było stać. Była jednakże wybitna pomoc i z poza Komitetu, pomoc, której milczeniem zbyć nie można.
W pierwszym rzędzie należy się podzięka i uznanie p. St. Tyszkiewiczowi, który użyczył swego samochodu „Ralf Stetysz" z p. Nowickim za kierownicą. Jakie wygody i pomoc okazał „Stetysz” podczas biegu najlepiej wiedzą o tem zawodnicy i kierownik biegu p. Wojtkiewicz. Samochód ten był wszędzie i jako pomoc żywnościowa i jako lokomocja dla kontrolerów, dla gospodarzy, czy też dla kierownictwa. Przyczem jedną zasadniczą zaletę posiadał ten wehikuł, że się nie psuł po¬mimo, że zrobił dwa razy tyle drogi ile wynosiła trasa biegu. Jest to świetny dowód, że samochody polskiej konstrukcji, na drogi i szosy są najlepsze.
Dalej samochody: p. Gebethnera, p. Wahrena, p, Rokosza, p. Hammerlinga, motocykletka p. Szmorlińskiego niemało się przyczyniły do powodzenia imprezy przez podwożenie kontrolerów, jadła i napojów oraz części technicznych do rowerów.
Czynem dobrej woli było przyszykowanie kwater przez pp, dr. Hillera w Łowiczu, gdy zbrakło lokalów dla zawodników i Komitetu. Czynem dobrej woli było przygotowanie przez Radomskie Koło Cyklistów punktu żywnościowego w Radomiu gdzie zawodnicy znaleźli zaopatrzenie dla swych żołądków.
Takim samym czynem była bezinteresowna pomoc policji zwłaszcza w powiecie Płockim i służby drogowej na trasie biegu. Były jednakże czyny złej woli.. Więc samochód p. D. i K., który kurzył i kopcił zawodnikom pod nosy, a osada nie chciała się podporządkować zarządzeniom kierownictwa biegu.
Było czynem złej woli pobieranie „kopytkowego" na moście w Puławach, które jednakże zostało dzięki interwencji p. starosty puławskiego zwrócone.
Było czynem złej woli czynienie różnego rodzaju zarzutów Komitetowi Biegu przez delegata kolarzy lwowskich, który nie zaznajomiwszy się z regulaminem i nie uczestnicząc w biegu opierał swoje zarzuty na doniesieniu rozżalonych i zawiedzionych w swych nadziejach zawodników.
Jestem przekonany, że „Tour de Pologne” w roku 1926 zarówno organizacyjnie jak i technicznie wypadnie lepiej. Nauczeni jednakże doświadczeniem z biegu tegorocznego już teraz starajmy się przewidzieć potrzeby przyszłe.
Tak więc: 1) regulamin przyszłego biegu opracować na wzorach „Tour de France z przystosowaniem do warunków polskich, 2) postarać się o więcej środków lokomocji zwłaszcza dla kontrolerów, 3) kontroli powinni podlegać wszyscy zawodnicy, a nie tylko czołowi... to znaczy, że siły kontrolne winny być podzielone w ten sposób, aby obejmowały cały odcinek biegu, 4) nagrody przyrzeczone w regulaminie winny być doręczane zawodnikom niezwłocznie po ukończeniu bieg.., 5) komitet organizacyjny ani też PZTW. nie powinien przyrzekać nikomu żadnej pomocy technicznej. Jest to sprawa prywatna zawodnika. Związek lub Komitet urządzający taki bieg moralnie jest zobowiązany jedynie do przygotowania kwater, zaś na punktach żywnościowych i postojach miejscowe obywatelstwo wzorem innych tego rodzaju imprez sportowych, samo tworzy komitet i zaopatruje zawodników w jadło i napoje. Pomoc sanitarna ze strony organizatorów.
Teraz co do samej trasy biegu. W roku przyszłym bieg winien obejmować 4 do 5 etapów na przestrzeni 1000 kim. Etapy tak powinny być podzielone, że 1-szy etap jest najdłuższy, następne nie przekraczające 200 kim. i ostatni trochę krótszy od pierwszego, aby nie zmuszać, jeszcze nie zupełnie przygotowanego do takiego biegu zawodnika, do największego wysiłku na końcu biegu.
Doskonałą również zachętą do biegu na etapach będzie wprowadzenie szarfy leadera, którą zawodnik posiadający najlepszy czas będzie nosił na sobie.
Wszystkie samochody i ekwipaże prywatne, które biorą udział w biegu powinny być zgłoszone na trzy dni przed biegiem. Każdy taki ekwipaż otrzymuje chorągiewkę urzędową biegu i kontrolera. Samochód znajduje się pod kierownictwem kontrolera.
W końcu należy stwierdzić, że średnia szybkość biegu najlepszego kolarza nie przekraczała na pierwszym etapie 23 kim. na godzinę, na drugim etapie 25 kim., a na trzecim lekko ponad 21 kim. Wogóle zaś czas średni całego biegu nie przekraczał w średniem 23 kim. na godzinę.

Sprawozdanie z biegu zakończyć jednak muszę wyrazami uznania dla kierownictwa i Komitetu, który za wyjątkiem małych niedociągnięć natury gospodarczej, zadanie swoje spełnił zadawalająco. Również opieka sanitarna ze strony p. Dr. K. była fachowa i wystarczająca.

Muszkiet.
Źródło: Stadjon nr 36 z 2 września 1925