Tadeusz Szymański

Z WikiPasy.pl - Encyklopedia KS Cracovia
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Tadeusz Szymański

Informacje ogólne
Imię i nazwisko Tadeusz Szymański
Urodzony(a) 26 października 1927, Lwów
Zmarły 24 sierpnia 2016, Kraków


Tadeusz Szymański - członków Rady Seniorów KS "CRACOVIA", były wybitny lekkoatleta w latach 1945-1952 - rodowity Lwowianin.

Zimowy Mistrz Polski 1948 r..

Członek Rady Seniorów od 2000 r..

Pochowany na cmentarzu Rakowickim Kwatera: BD Rząd: płn Miejsce: 10.

Wywiad z Szymańskim

"Pokonał mistrza olimpijskiego" -
Dziennik Polski

Pokonał mistrza olimpijskiego

Kuchar radził: idź do Cracovii. Na stulecie klubu prezentujemy jednego z najstarszych jego sportowców. Nestor sekcji lekkoatletycznej Cracovii Tadeusz Szymański przybył do niej... ze Lwowa. Podzielił los tysięcy Polaków, przerzucanych po drugiej wojnie światowej ze wschodu na zachód.

Urodził się w 1927 r., mieszkał na Podzamczu przy ul. Żółkiewskiej, a do sportu wyłowił go Wacław Kuchar - legenda lwowskiego i polskiego sportu, w latach 20. znakomity piłkarz Pogoni, mistrz i reprezentant Polski, a potem trener kadry narodowej. Na zawodach szkolnych w 1944 r. we Lwowie młody Tadek wygrał wyraźnie przełaj w Parku Stryjskim. - Musisz trenować! - zadecydował słynny Kuchar. I tak zaczęły się zajęcia w klubie Dynamo.

I tak pod okiem Wacława Kuchara wyrósł przyszły zawodnik Cracovii, kadrowicz na 1500 m, mistrz Polski. Tadeusz Szymański startował ze sławami polskiego sportu, poznał ich wielu. Sam Janusz Sidło opowiadał mu przyczynę swojej niespodziewanej porażki w finale na igrzyskach olimpijskich w Melbourne w 1956 r.

- Sidło prowadził w konkursie i był pewien złotego medalu - mówi Tadeusz Szymański. - Natomiast nie wychodziły rzuty Norwegowi Danielsenowi, którego Sidło znał bardzo dobrze. Zwrócił się do rywala: Egil, weź mój oszczep, to może zdobędziesz „srebro”! „Złoto” oczywiście rezerwował dla siebie. Danielsen skorzystał z rady i rzucił 85,71 m, bijąc rekord świata, należący zresztą do Polaka. Gdy mi to Sidło opowiadał, to jeszcze łapał się za głowę; co ja najlepszego zrobiłem?!

Do Cracovii Tadeusz Szymański trafił właśnie za namową Wacława Kuchara. Kraków był celem rodziny Szymańskich, bo tu mieli krewnych i znaleziono im mieszkanko na poddaszu przy (nieistniejącej dziś) ulicy Rybackiej na Dębnikach. - Trudno było wytrzymać, zamarzała tam woda, co dla nas, podobno wytrzymałych bo ze wschodu, było wielką udręką - wspomina dawny biegacz. Z ulgą przeprowadzał się potem z żoną do bloku, choć bez jasnej kuchni, na Azorach. A wracając do wyboru klubu, Kuchar radził: słuchaj, w Krakowie idź tylko do Cracovii. My, Pogoń, przyjaźniliśmy się z nią przed wojną.

Młody zawodnik usłuchał, przyjął go w Cracovii sekretarz Wacław Seifert i od razu zwolnił... z opłaty klubowej jako repatrianta. Niedługo potem poznał zasłużonego działacza lekkoatletyki, szefa sekcji klubowej Aleksandra Moroza. Tadeusz Szymański mówi o nim w superlatywach, miły, koleżeński, pomagający zawodnikom. Był doktorem chemii, pracował w Hali Targowej przy badaniu mięsa, a potem całe godziny siedział na stadionie lub w klubie.

- Raz zawołał mnie i mówi: Szymek, ty ze Lwowa, więc daję ci książkę, która wyszła w 1937 r. na jubileusz Cracovii. Zapoznaj się z nią! - I do dziś Tadeusz Szymański przechowuje dar od swego kierownika. Tak jak kilka zdjęć, małych, niewyraźnych, ale na których bezbłędnie rozpoznaje kolegów z Cracovii. Sukcesy jako biegacz zaczął jeszcze odnosić za czasów trenera Kuchara na obecnej Ukrainie. Pojechał na Spartakiadę do Kijowa i tam przeżył szok bogactwa. Dla uczestników obiady składały się z siedmiu dań, podawano szynkę, pomarańcze, cytryny, a na Ukrainie mięso było wtedy na kartki. Spartakiady miały w systemie komunistycznym specjalne znaczenie, nadawano im wyjątkowy wydźwięk propagandowy.

Polak ze Lwowa wygrał w Kijowie bieg na 1500 m, a potem złoty medal i puchar wręczał mu, nie kto inny jak osobiście Chruszczów! To on po śmierci Stalina przejął przywództwo nad całą partią w ZSRR, rządził tym państwem do 1964 r.

- A w mych czasach był pierwszym sekretarzem na Ukrainie. Wręczył mi trofea i nawet zaczął rozmowę. Pytał skąd jestem, ja - ze Lwowa? Paljak? Paljak! No to my teraz sojuszniki. - Kiwałem głową, a on - zostań w Kijowie, będziesz mistrzem sportu, nie pożałujesz.

Oferta była kusząca, bo posiadacz tytułu Mistrza Sportu otrzymywa wtedy 1000 rubli, posiadacz I klasy 500, a drugiej, którą już miałem - 200. Tyle wynosiła miesięczna pensja mego ojca, urzędnika skarbowego. Nieraz w domu mawialiśmy żartem, ja pobiegam i mam tyle co ojciec za miesiąc. Oczywiście wszechwładnemu sekretarzowi nie mogłem wprost odmówić, więc powiedziałem Chruszczowowi, że nie mam pełnych 18 lat, muszę wrócić do rodziców i naradzić się. Zadowolony, skinął głową i na pożegnanie wręczył mi swoją wizytówkę.

We Lwowie opowiadałem o tym zdarzeniu. Wacław Kuchar zdenerwował się: - chyba nie pojedziesz do tego kacapa! Masz tę wizytówkę, pokaż! - I na moich oczach Kuchar podarł wizytówkę Chruszczowa, aby mi nawet myśl nie powstała jechać do Kijowa.. Pewnie i tak bym nie pojechał, szkoda tylko tej wizytówki, miałbym wyjątkową pamiątkę. W każdym razie nie Ukraina, ale Cracovia okazała się przystanią dla młodego biegacza. Startował w krakowskich barwach do 1952 r. Został w 1948 r. mistrzem Polski w zapomnianej teraz konkurencji sztafecie 3x800 m, a było to w hali w Olsztynie. W składzie byli też Tadeusz Wideł i Józef Kolejka. Cracovia czasem 6.26 min poprawiła przedwojenny rekord Polski (6.30). Z kolei cztery razy Szymański był wicemistrzem Krakowa na 1500 m, 8-krotnie powołano go do reprezentacji miasta. W mistrzostwach Polski na 1500 m dwukrotnie przybiegał na metę piąty. Swe występy były zawodnik pamięta do dziś doskonale, także może cytować wyniki swoich kolegów, innych reprezentantów Polski. W tym czasie poznał przedwojenną sławę Cracovii, olimpijczyka z 1936 r. Kazimierza Fiałkę. Część źródeł podaje, że Fiałka po wojnie pozostał za granicą, ale pan Tadeusz prostuje: - wrócił i przychodził na nasz stadion. Powiedziałem mu, że znam jego sukcesy sprzed wojny, w tym wygranie biegu w Berlinie w 1938 r., w którym pokonał sławnych Finów Lehtinena i Salminena oraz Brytyjczyka Sullivana. Wtedy Kazimierz Fiałka zdziwił się, jak młody chłopak, nie z Krakowa, może o tym wiedzieć. Tymczasem Tadeusz Szymański szperał po gazetach, dużo czytał i chciał wiedzieć jak najwięcej o swoim klubie.

Najwyżej pan Tadeusz ceni z biegaczy Cracovii Wacława Soldana. Przed wojną Soldan sześciokrotnie był mistrzem Polski w biegach długich. Na 1000 m pobił rekord kraju należący do Kusocińskiego, a na 5 km jako trzeci Polak po sławnym „Kusym” oraz olimpijczyku Nojim zszedł poniżej 15 min. Wielka kariera otwierała się przed tym zawodnikiem Cracovii, ale wszystko, w tym życie, przekreśliła druga wojna światowa. Wacław Soldan zginął pod Pszczyną we wrześniu 1939 r.

Po wojnie Cracovia odrodziła się, sekcja lekkoatletyczna, jak i inne sekcje klubowe, tętniła życiem. Wyróżniał się sprinter i plotkarz Włodzimierz Puzio, człowiek wszechstronnie utalentowany. Był wielokrotnym mistrzem Polski, pasją jego stało się też malarstwo, ale zdaniem Tadeusza Szymańskiego, największe możliwości miał w śpiewie, był Puzio uczniem Ady Sari. Wybrał jednak pracę szkoleniowca, został trenerem m.in. w Meksyku (jego podopieczna Enriąuetta Bassilia jako pierwsza kobieta w dziejach zapalała znicz olimpijski na igrzyskach w 1968 r.) i na Kubie. Biegał wtedy w barwach Cracovii Tadeusz Wideł, pięciokrotny wicemistrz Polski na 800 i 1500 m. Biegał również Adam Piaskowy, który w 1946 r. pojechał na mistrzostwa Europy do Oslo i był szósty na 400 m. Potem został przez lata sprawozdawcą sportowym w krakowskich gazetach. Biegali także: późniejszy redaktor Polskiego Radia Kraków Tadeusz Oszast, Tadeusz Kacerz, Zygmunt Buhl, Wacław Feryniec i inni.

Na pewno finansowo było krucho, jak to po wojnie. Najpierw, jako zawodnik klasy B., Tadeusz Szymański otrzymywał sprzęt zużyty, dopiero gdy zdobył klasę A, dostał nowe kolce. Nikt jednak nie narzekał na niedostatek, wszyscy cieszyli się możliwością uprawiania sportu, wyjazdów na mecze, a założenie koszulki Cracovii uważane było za wielki honor. Zaszczytem było należeć do klubu, a nie żądać czegoś od niego. Strój sportowy pan Tadeusz pamięta dokładnie, lekkoatleci Cracovii startowali w białych koszulkach z czerwonym pasem oraz w białych spodenkach. Dopiero, gdy dostał się do kadry narodowej, otrzymywał comiesięczne stypendium. Wprawdzie Tadeusz Szymański nie osiągnął wyżyn biegania, ale ma w swym życiorysie zwycięstwo nad mistrzem olimpijskim. Aby to wyjaśnić, trzeba znów cofnąć się do okresu ukraińskiego. W bieguna 1500 m pokonał o 5 metrów kijowianina o nazwisku Włodzimierz Kuc. - Był faworytem, młodym talentem, w biegu nadawał tempo, ale „spuchł” w końcówce. Kuchar mi radził, nie spisz się, biegnij swoim tempem. 50 metrów przed metą dogoniłem Kuca i wyprzedziłem. Pokonany niezbyt elegancko się zachował. Z ociąganiem podał mi rękę - wspomina pan Tadeusz. - Powiedział, że miałem szczęście i zaraz się odwrócił. Pewnie niewielu Czytelników kojarzy nazwisko Kuca, więc wyjaśnij- my, 11 lat po tym biegu Kuc jako reprezentant ZSRR, został podwójnym mistrzem olimpijskim na igrzyskach w Melbourne. Wygrał biegi na 5 i 10 km, deklasując rywali, w tym typowanego też do „złota” Anglika Gordona Piriego. W tych czasach Kuc bił rekordy świata, znacznie przesuwając granice ludzkich możliwości. Biegał jak maszyna, forsując mordercze tempo. Jednak szczyt jego formy nie trwał długo, zakończył po Melbourne karierę. Jego biegi opisywał w radiu i na łamach książek Bohdan Tomaszewski. Polacy w Melbourne dobrze zapamiętali tego rosyjskiego biegacza, bo kiedy po biegu na 10 km czwarty na mecie Zdzisław Krzyszkowiak gratulował mu zwycięstwa, Kuc niechcąco nadepnął mu kolcem na bosą stopę i przebił palec. To miało wpływ na perypetie Krzyszkowiaka, kandydata do medali, w następnym biegu.

Takie i wiele innych jeszcze wspomnień przytacza Tadeusz Szymański, jeden z najstarszych obecnie zawodników stuletniej Cracovii, działający w Radzie Seniorów. Po zakończeniu kariery sportowej - ekonomista, zatrudniony wiele lat na Wawelu, w Pracowniach Odnowienia Zamku Królewskiego, u profesora Alfreda Majewskiego.
JAN OTAŁĘGA
Źródło: Dziennik Polski 9 maja 2005