2005-03-18 Cracovia - Górnik Łęczna 0:0: Różnice pomiędzy wersjami

Z WikiPasy.pl - Encyklopedia KS Cracovia
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
(Brak różnic)

Wersja z 21:31, 9 maj 2006

Pierwszy mecz rundy wiosennej nie był dla Cracovii szczęśliwym początkiem zmagań ligowych w nowym roku. Pojedynek toczony na grząskiej murawie pomimo trudnych warunków był ciekawym widowiskiem; zabrakło tylko bramek. A te paść mogły, bowiem obie drużyny stworzyły sobie co najmniej kilka bardzo dobrych okazji.

Cracovia zaatakowała od pierwszych minut meczu, zdobywając kilka rzutów rożnych i rzutów wolnych. Po jednym z wolnych i bardzo mocnym uderzeniu Łukasza Skrzyńskiego Andrzej Bledzewski wypuścił piłkę z rąk, lecz dobitkę Banii zdołał sparować na rzut rożny. Chwilę później, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego bliscy zdobycia bramki byli Tomasz Moskała i Piotr Bania, jednak na przeszkodzie stanęło błoto przed bramką oraz dobra obrona Bledzewskiego.

Górnik odpowiadał groźnymi kontratakami; zawodnicy z Łęcznej byli szybsi i bardziej zdecydowani w wyprowadzaniu kontrataków od piłkarzy Pasów. Po jednej z takich szybkich kontr w niegroźnej, wydawać by się mogło sytuacji, Marcin Cabaj wybiegając z bramki by wybić piłkę na aut poślizgnął się i został uprzedzony przez Dariusza Kubicę, któremu pozostało skierować piłkę do pustej bramki. Moment zawahania napastnika gości pozwolił jednak Kazimierzowi Węgrzynowi i Krzysztofowi Radwańskiemu stanąć na drodze do bramki. Kubica zachował się bardzo naiwnie, wdając się w drybling z nestorem krakowskiej obrony i wykonując tyleż efektowną, co mało przekonującą "jaskółkę" u stóp Węgrzyna. Jego wysiłki aktorskie zostały nagrodzone żółtym kartonikiem.

Jeszcze dwukrotnie pod bramką Cracovii robiło się gorąco w pierwszej połowie: przy rzucie wolnym, który zakończyłby się niechybnie utratą bramki, gdyby Marcin Cabaj nie podbił strzału na poprzeczkę, oraz kontra, po której Sławomir Nazaruk w doskonałej sytuacji strzelił metr obok metr obok długiego słupka.

Druga połowa to słabnące ataki Cracovii, której wyraźnie momentami brakowało pomysłu na konstruowanie akcji, a także sił do rozgrywania piłki na grząskiej murawie. Górnik, schowany na własnej połowie czyhał na kontry i nie kwapił się do zbędnych wycieczek na połowę rywala rozgrywającego piłkę w obronie. Pasy z kolei zbyt dużo operowały krótkimi podaniami i nie dawali zbyt dużo okazji do kiksu obrońcom gości. Brakowało przerzutów, długich podań. Bywało, że Tomasz Moskała długimi momentami biegał nie obstawiony na lewym skrzydle, rozkładając bezradnie ramiona do kolegów wikłających się w bezsensowne pojedynki i kręcenie kółeczek na środku boiska. Brakowało strzałów z dystansu; piłkarze Cracovii sprawiali wrażenie, jakby chcieli przebrnąć przez błoto na piątym metrze i wejść z piłką do bramki Łęcznej. Gospodarzom wyraźnie nie starczyło inwencji, co jeszcze pogorszył fakt ściągnięcia z boiska Piotra Gizy, a wpuszczenia na nie Pawła Nowaka. Druga zmiana dokonana w 45 minucie była jedyną trafioną zmianą trenera Stawowego w tym meczu: za Karola Piątka wszedł szybki Baster, który już po chwili pokazał kilka ładnych akcji przeprowadzonych lewą flanką. Dopiero w końcówce Pasy zaatakowały znowu z podobną pasją, jak na początku meczu i znowu serią rzutów rożnych i wolnych przycisnęły Górnika. Nie był to jednak najszczęśliwszy dzień rozgrywającego 350 mecz w pierwszej lidze Kazia Węgrzyna, który co najmniej trzy razy był bliski zdobycia bramki.

Nieskuteczne ataki w końcówce meczu mogły się jednak zemścić: w wyniku kiksu Marka Bastera napastnik gości znalazł się w sytuacji sam na sam z Marcinem Cabajem. Golkiperowi Pasów udało się jednak skrócić kąt i nieco "wypchnąć" zawodnika Górnika od bramki, co utrudniło mu oddanie precyzyjnego i silnego strzału. W sukurs Cabajowi przyszli obrońcy, którzy ostatecznie wybili jego strzał zażegnując niebezpieczeństwo.

Sprawiedliwie rzecz biorąc należy przyznać, że remis nie jest wynikiem krzywdzącym którąkolwiek ze stron. Zarówno Górnik, jak i Cracovia mogły przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę, lecz remis 0:0 jest chyba najsprawiedliwszym wynikiem biorąc pod uwagę przebieg meczu. Można oczywiście napisać, że sędzia Fijarczyk składał chyba śluby wstrzemięźliwości od pokazywania kartek, bo pomimo wielu fauli piłkarzy gości przez długie minuty kibice zastanawiali się czy arbiter w ogóle ma ze sobą jakieś kartoniki.

Można się zastanawiać, czy przypadkiem nie należał się Cracovii rzut karny za rękę obrońcy. Można zwalić wszystko na pogodę. Ale to nie tylko wina tych czynników. To także nienajlepszy wybór taktyki, brak strzałów z dystansu i wprowadzenie za Banię niedoświadczonego Szczoczarza, który nie zaistniał na boisku przez pół godziny gry. Szkoda straty dwóch punktów, bo tak należy ten remis potraktować. Miejmy nadzieję, że będzie to kolejna nauka na przyszłość dla trenera Stawowego co do elastyczności taktyki wobec warunków pogodowych. Proste środki są czasami najlepsze, a "krakowska gierka" nie zawsze popłaca; deszcz i błoto nie są w każdym bądź razie najlepszymi warunkami do jej realizowania.


Źródło: Teraz Pasy!