Marek Holocher

Z WikiPasy.pl - Encyklopedia KS Cracovia
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Marek Holocher

Informacje ogólne
Imię i nazwisko Marek Zbigniew Holocher
Kraj Polska
Urodzony 12 stycznia 1957, Kraków, Polska
Wiek 67 l.
Pseudonim Banksio
Pozycja bramkarz
Wzrost 183 cm
Waga 80 kg
Wychowanek Wisła Kraków Flaga POL.png
Kariera w pierwszej drużynie Cracovii
Sezon Rozgrywki - występy (gole)
1985/86
1986/87
1987/88
1988/89
1989/90
1990/91
1991/92
3L - 26 (-26), PP - 3 (-5)
3L - 24 (-19)
3L - 24 (-22)
3L - 24 (-18)
3L - 23 (-31)
3L - 25 (-24)
2L - 24 (-39)
1906-1919 oficjalne i towarzyskie, od 1920 tylko oficjalne mecze
Debiut 1985-07-27 Cracovia - Elöre Spartacus Békéscsaba 0:0
Kluby
Lata Klub Występy (gole)
1970-1982



1983-1985
1985-1992
1992-1995
Wisła Kraków Flaga POL.png



Hutnik Kraków Flaga POL.png
Cracovia Flaga POL.png
Okocimski KS Brzesko Flaga POL.png
48 (-57)
PP - 2 (-1)
PL - 3 (-4)
EC - 1 (-1)

liczba występów i goli w ekstraklasie i mistrzostwach kraju

j - jesień, w - wiosna



rodzina Holocherów, 1987 r.

Marek Holocher - piłkarz Cracovii. Absolwent krakowskiej AWF, trener II klasy.

Ojciec uprawiał koszykówkę w Cracovii, matka tenis w Nadwiślanie i Olszy K., żona Wiesława siatkówkę w Wiśle K..


  • dodatkowe informacje [1].

O Marku Holocherze

"Urodziłem się „pasiakiem”" -
b.d.

Urodziłem się „pasiakiem”

To fakt, choć pewnie niektórzy są tym zaskoczeni. Zwłaszcza ci pamiętający moje pierwsze kroki, a następnie sukcesy odnoszone z zespołem juniorów Wisły. Niemniej zaczęło się nie od tej strony Błoń.

Jakże jednak mogło być Inaczej, kiedy ojciec grał w koszykówkę w Cracovii, w latach 50., w mocnym podówczas zespole? Wujek był kibicem „pasiaków” i sporo mi o nich opowiadał. Pamiętam pierwsze moje kroki z nimi na stadionie Cracovii i— jak przez mgłę — jeszcze starą, drewnianą trybunę. Sport miał istotne miejsce w moim domu. Ojciec godził zajęcia na AGH z; grą, mama była czołową tenisistką w Nadwiślanie i Olszy, zdobywała jakieś laury. Z tym, że mnie, malca, tenis wówczas nudził; wołałem piłkę.

Na mecze Wisły zaprowadził mnie dziadek. Miałem 7 lat i akurat trafiłem na pierwszą degradację z ekstraklasy drużyny tego klubu. Remis z Górnikiem 3—3 oznaczał klęskę. Nie rozpaczałem jednak, bo sercem byłem z Cracovią i ant przypuszczałem, że karierę piłkarską zacznę na Reymonta. A było tak. Najpierw mieszkaliśmy blisko Cracovii, przy ul. Smoleńsk. Potem nastąpiła przeprowadzka do Nowej Huty. I to właśnie Wisła urządziła turniej dzikich drużyn. Zgłosiliśmy się z chłopakami jako Real. Od razu znalazłem się na pozycji bramkarza. Idolem wówczas był dla mnie Hubert Kostka, po pamiętnych spotkaniach z Manchesterami, Romą. Turniej zakończyliśmy bodaj na trzecim meczu, ale zauważył mnie trener Jerzy Stecki. Niedługo przyszło pocztą do domu zaproszenie na treningi do Wisły. (Marzyłem o graniu, ale na przeszkodzie stała mama. Tylko nie piłka, bo tam są łobuzy! Pewnie było coś z prawdy w tym rozumowaniu. Jak sam dostrzegam, przez lata, kultura osobista na boiskach i w szatni znacznie się podniosła od tamtych czasów. W końcu ubłagałem mamę argumentem dobrych ocen w szkole. I gdy szło ku pomyślnemu załatwieniu formalności — nastąpiła rodzinna przeprowadzka do Rabki. Mama chciała mnie zabrać. Nawet miałem tani dostać, gdy ukończę 16 rok życia „zastawę”! Wówczas to był. poważny argument. Jednak nie skusiłem się, piłka przesłoniła mi perspektywy auta. A to, że mogłem grać, zawdzięczam... babci. Zamieszkałem u niej, ona się mną zajęła i nie opuściłem Krakowa. Zresztą do dziś.

Nie Cracovia zatem, jak myślałem, a

WISŁA

stała się moim klubem. Trafiłem na okres sukcesów juniorów „Białej Gwiazdy”. Dwa razy wywalczyli tytuły mistrzów Polski, ja raz z nimi, za rok okazałem się nieco „za stary”. Młodzi gremialnie wchodzili do pierwszej drużyny, trafiali do reprezentacji kraju różnych szczebli.

Tajemnica tego powodzenia tkwiła, jak mi się zdaje w wielkim talencie chłopaków i pracowitości trenera Lucjana Franczaka. Co do niego, nie ma dyskusji; to on nas ukształtował. Prowadził zajęcia wszechstronnie i ciekawie, był człowiekiem pogodnym i łubianym. Dopiero po kilku latach gdy oddano mu drużynę seniorów Wisły, zaczęły ' się między ‘ nami pewne rozbieżności. Uważałem, że zbyt opiera się na starszych graczach. Było, minęło, pozostał mi w pamięci jako doskonały warsztatowiec.

Pyta pan, dlaczego ta generacja młodych wiślaków zatrzymała się w rozwoju po przekroczeniu dwudziestki? Hm, tak było. Niektórym, jak Lenkowi Lipce, nie dopisywało zdrowie. Tylko Jaś Jałocha, którego kontuzje się nie Imały, rozwijał się wprawdzie wolniej, ale prawidłowo. Zdystansował kolegów, okrzyczanych większymi talentami. Poza tym, co tu mówić, nie było w tej młodej drużynie profesjonalnego podejścia do sportu. Nie mówię tu o jakichś balangach, bo to przesada, ale jest faktem, że skoro na początku sukcesy przychodziły szybko, to i pracowało się lekko. Przymuszał do roboty na siłę trener Brożyniak, to zespół oponował. Dopiero, gdy, chłopcy rozejrzeli się po świecie, zobaczyli zawodowców, to stwierdzili, jak Krzysiek Budka, czym powinien być trening i gra.

Grałem 13 razy w kadrze juniorów Polski. Pojawiały się wzmianki, że w Wiśle jest młody, niezły bramkarz. Nie udało mi się jednak zrobić oszałamiającej kariery. Zagrałem 20 minut meczu pucharowego z Malmoe. Na tym skończyły się występy Wisły w PE, a o mnie pisano już rzadziej. Tamta Wisła mogła nie raz być mistrzem Polski i coś znaczyć na europejskich boiskach. O pewnej niefrasobliwości zawodników mówiłem. Druga sprawa — to ciągłe zadrażnienia z działaczami, Wiedzieliśmy, że w innych klubach płacono więcej, że należało — mimo grona wychowanków — zdecydowanie sięgnąć po znaczące posiłki. Klub jakoś nie potrafił zdobyć się na organizacyjny wysiłek.

Oczywiście, w stosunku do zwykłych obywateli, nie byliśmy dyskryminowani. "Mnie Wisła pomogła otrzymać mieszkanie, otrzymałem je wraz z żoną Wiesławą, do dziś siatkarką klubu. Były premie, nawet takie rzeczy, jak przydział nieosiągalnego wtedy na rynku mięsa.

Nie powiodło mi się w seniorskiej WW śle, nie przedłużyłem z nimi kontraktu. Płk. Cicirko wołał, by ubrać mnie w mundur. A to był stan wojenny. Zastanawiałem się nad ofertą BKS Bielsko. Wisła zażyczyła sobie jednak zbyt wysokiej sumy, _bo_ nie chciała zarazem stracić siatkarki, mojej żony. Trenowałem wtedy sam, na. peryferyjnych boiskach. Pomógł mi płk Michaliszyn i od Wisły wypożyczył mnie

HUTNIK

grający w II lidze. Spadłem w hierarchii sportowej oczko niżej.

Nie wspominam 3-letniej przygody na Suchych Stawach mile. Zarzucano nam zewsząd, że nie chcieliśmy awansować. Nie czuję się winny. W pierwszym roku (mojej gry szansa pierwszej ligi była, ale klub organizacyjnie stał słabo. Brakowało pieniędzy. Kiedy aa dwa lata jut były i można było scementować drużynę na ekstraklasę, nieoczekiwanie przegraliśmy w Knurowie i z Polonią Warszawa. Zrobił się szum, mnie i paru innych odstawiono z pierwszej drużyny. Zrobił to trener Janusz Wójcik, świetny fachowiec, ale jako człowiek kontrowersyjny. Odszedłem z poczuciem krzywdy, awans zaprzepaściliśmy naprawdę w aportowej walce.

Nie był to całkowicie stracony okres. Poszerzyło się moje widzenie futbolu. Znów natrafiłem na znakomitego trenera, był nim Marian Cygan, który indywidualnie prowadził zajęcia z bramkarzami. Ukończyłem też AWF w Krakowie, teorię połączyłem z boiskową praktyką. Wziąłem się ze szkolenie młodzików i robiłem to w sumie 8 lat, nie zrywając z występami. Miałem propozycje przejścia do innych klubów, nagabywał mnie trener Orest Lenczyk do Widzewa. Pracowałem z nim w Wiśle, stawiał wtedy odważnie na mnie, młodego. Potem, gdy żona wyjechała grać w Kortrijk w Belgii, tamtejsi działacze załatwiali mi kontrakt. Dostrzegłem, że głównie chcą się na moim transferze obłowić. Wróciłem do Krakowa. Nigdy mnie nie ciągnęło z rodzinnego miasta. Ani kiedyś obietnica samochodu od mamy, ani gra za wielkie pieniądze taki jestem. Podchodzę do sportu emocjonalnie, to mnie pasjonuje, bawi. Miałem za to szczęście do dobrych trenerów. Po wspomnianych Franczaku, Cyganie, Lenczyku, spotkałem w Cracovii Janusza Sputę. Wyszkolił, jak niegdyś i Franczak, zdolną młodzież. Teraz mnie i zaskakuje w drużynie seniorów. Tak zestawił skład na rewanż barażu z Radomiakiem, taką obrał taktykę, że nawet ja, stary rep, byłem zadziwiony. Na boisku wszystko się sprawdziło. Prywatnie jestem mu wdzięczny, że nie patrzy w metrykę, ja, 84-letni zawodnik, nadal stoją między słupkami. Nie zamierzam jeszcze skapitulować.

Moim trzecim klubem stała się od 1981 roku

CRACOVIA

obiekt marzeń dzieciństwa. Trafiłem jednak na marazm III-ligowy. 6 lat w tej klasie rozgrywek! Awans sprzed kilkunastu dni automatycznie nie zrobi tego klubu wielkim. Brakuje ludzi z inicjatywą, pieniędzy. Od lipca przestał nas finansować „Krakbud”. Co będzie dalej — nie wiem, przecież na rewanż z Radomiakiem i na zgrupowanie nie było środków. Trener Sputo i kierownik drużyny Andrzej Turecki dwoili się, by zaradzić. Ale też trenera trzeba odciążyć od spraw organizacyjnych, do tego powinni być inni ludzie. Wspomagało nas, za co dziękuję, paru prywatnych biznesmenów. Cracovia nie ma wielkich wymagań. W zespole jest wielu uczniów, ja pracuję jako nauczyciel wf. w zespole szkół WSK, niemniej trudno zostawić drużynę losowi. Będziemy walczyć o pozostanie w II lidze. Warunki mamy trudne, ale Cracovia nieustannymi kłopotami jest zahartowana. Sądzę, że większy szok przeżywają koledzy-piłkarze w innych klubach, do wczoraj bardzo możnych, a którym z dnia na dzień zabrakło pieniędzy.

Czy czuję niedosyt kariery? Z jednej strony nie żal mi wielkiego świata, bo przywiązuję się do swego miejsca, ludzi, środowiska, nie jestem typem wędrownika. Jednak pod względem sportowych osiągnięć — tak! Analizuję przyczyny. Byłem w Wiśle, silnej drużynie, ale o której utarło się powiedzenie, że nie ma mocnego bramkarza. To była krzywdząca opinia. Staszek Gonet był solidnym zawodnikiem, jednym z lepszych w lidze. Teza o słabości bramkarza „Białej Gwiazdy” przeszła na jego następców i z pewnością deprymowała. Zabrakło mi chyba odporności psychicznej. i twardości., Bo umiejętności raczej nie. Gdy wystawiono mnie, młodzika, z racji swej roli powinienem dyrygować defensywą, ale tam były same asy, sławne nazwiska, to tamci rządzili pa przedpolu, a ja zbyt potulnie tkwiłem na linii. Potrzeba mi było więcej przebojowości.
Źródło: b.d. 15 lipca 1991


"Holocher wraca na trenerską ławkę" -
futmal.pl

Holocher wraca na trenerską ławkę

Marek Holocher po chwilowym rozbracie z trenerską ławką znowu na niej zasiądzie. W nowym sezonie poprowadzi występującą w Klasie Okręgowej (Kraków I) – Pogoń Miechów. Jak przyznaje w rozmowie z naszym reporterem sam zainteresowany Pogoń okazała się nabjbardziej konkretna oraz pierwsza w staraniach o usługi szkoleniowca, który miał również propozycję z innych klubów.

Holocher to były bramkarz, który podczas swojej piłkarskiej kariery reprezentował takie kluby jak Wisła Kraków, Cracovia oraz Hutnik czy Okocimski Brzesko.

Jako trener Holocher należał do sztabu szkoleniowego Białej Gwiazdy w latach 2002-2006. Pracował również jako pierwszy trener w takich zespołach jak: Orzeł Piaski Wielkie, Dalin Myślenice, Kalwarianka Kalwaria Zebrzydowska, Gościba Sułkowice czy w ostatnich latach Wierchy Rabka- Zdrój, Orkan Szczyrzyc oraz Górnik Wieliczka.
Źródło: futmal.pl 16 lipca 2020 [2]



Szkoleniowiec m.in. Cracovii, Hutnika K.