1930-05-04 Warszawianka Warszawa - Cracovia 1:3

Z WikiPasy.pl - Encyklopedia KS Cracovia
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

Herb_Warszawianka Warszawa

Trener:
Jozef Ferenczi
pilka_ico
Liga , 5 kolejka
Warszawa, boisko DOK Legii, niedziela, 4 maja 1930

Warszawianka Warszawa - Cracovia

1
:
3

(0:1)



Herb_Cracovia

Trener:
Viktor Hierländer
Skład:
Domański
Zarzecki
Zwierzewski
Maderski
Wilgusiak
E. Hahn
Materski
Piliszek
S. Korngold
Szenajch
J. Luxenburg

Ustawienie:
2-3-5

Sędzia: Zygmunt Rosenfeld z Bielska
Widzów: 3 000

bramki Bramki



Chruściński (90'-samobójcza)
0:1
0:2
0:3
1:3
Kossok (40'-karny)
Mitusiński (51')
Rusin (68')
Skład:
Otfinowski
Piekarz
T. Zastawniak
Ptak
Chruściński
Mysiak
Rusin
S. Malczyk
Mitusiński
Kossok
Sperling

Ustawienie:
2-3-5
Mecze tego dnia:

1930-05-04 Tarnovia - Cracovia II 2:0
1930-05-04 Warszawianka Warszawa - Cracovia 1:3



Opis meczu

CRACOVIA BIJE WARSZAWIANKĘ 3:1

Mecz jakich wiele. Piękna gra Kossoka i Zastawniaka

W sporcie poza całym szeregiem walorów takich jak technika, taktyka, kondycja fizyczna, szybkość, rutyna, kolosalną rolę gra również szczęście.

Takim „szczęściarzem” można śmiało dziś nazwać Cracovię. Pięć meczów wygranych bez utraty chodźmy jednego punktu, walkower zjawiający się w chwili kiedy właśnie te punkty straciłoby się naskutek porażki, trafienie na przeciwników albo wyjątkowo słabych, albo fatalnie usposobionych – to naprawdę passa wyjątkowo szczęśliwa.

Nie chcemy podkreśleniem tego momentu bynajmniej umniejszać zasług Cracovii. Drużyna ta ma za sobą zbyt wielką przeszłość, zbyt wiele najlepszych tradycji, za dużo pierwszorzędnej szkoły, aby zwycięstwa jej były jedynie dziełem szczęśliwego zbiegu okoliczności. Nie, po prostu chcemy pod kreślić , że Warta czy Wisła w lepszej będące formie niż obecnie biało czerwoni, ponosiły porażki, które w sporcie zespołowym zdarzają się i zdarzać się będą zawsze.

Uwagi powyższe nasuwają się dlatego przedewszystkiem, że to, co pokazała Cracovia na niedzielnym meczu w Warszawie, nie mogło nikogo zachwycić i skłonić do wyrażenia sądu, że biało czerwoni są drużyną, która musi kroczyć od zwycięstwa do zwycięstwa.

Przeciwnie – formę Cracovii można conajmniej określić jako przeciętną, poziom gorszy – bardzo nierówny, ambicję – ledwie średnią. W zespole tym znajduje się dziś dwu graczy rzeczywiście dobrych: Kossok i Zastawniak.

Pierwszy przerasta swych partnerów z napadu o głowę nie tylko fizycznie. Olbrzym śląski, z jego balansem ciała, techniką piłki i dyspozycją strzałową, jest na boisku Polskiem zjawiskiem naprawdę niecodziennem. Szkoda tylko że nie uchronił się on od choroby zgrywania się przed publicznością, choroby obserwowanej w swoim czasie u Görlitza, a obecnie u Seichtera.

Zastawniak znajduję się dziś u szczytu swej formy. Momentalny i niezawodny w decyzji, pewny technicznie, wystarczająco szybki, stanowi on dla napadu przeciwnika zaporę naprawdę bardzo trudną do przełamania, zwłaszcza że opiera się o wielki talent Otfinowskiego w bramce.

Pozatem w biało czerwonych wyróżnić można dobrego technicznie Mysiaka w pomocy oraz małego Mitisińskiego w napadzie. Rusienek na prawem skrzydle nie czuł się najlepiej, zwłaszcza pod kontrolą koszącego go ciągle Mahna, a Sperling nie mógł się uwolnić z pod opieki nawet tak słabego gracza, jak dawny pomocnik Polonii Maderski.

Przedstawienie drużyny gospodarzy wypadło dość udanie. Korngold wystawiany raz na parę tygodni, nadaje grze napadu nieco stylu, jest niezły w strzale, podaje piłkę. Luxenburg powinien stanowczo wycofać się z piłki nożnej, gdyż jego „opinja” u sędziów i publiczności jest tego rodzaju, że przypisuje mu błędy Nawe niepopełnione.. To bowiem że gra on nieprzyjemnie dla oka i przeciwnika, mało opanowanie i nerwowo, i że prócz tego dysponuje dużą nadwyżka wagi nad przeciętnym kontrpartnerem, nie może stanowić dostatecznej podstawy do ciągłego karcenia go gwizdkiem, bądź napomnieniami. Ale że tego rodzaju ocenianie każdego kroku Luxemburga stało się faktem (zresztą sam sobie jednak na to zapracował), winien on stanowczo przerzucić się do jakiejś dziedziny sportu, gdzie będzie mógł pracować bez swego fatalnego „obciążenia dziedzicznego”

Przebieg meczu początkowo żywy i prowadzony ofensywnie przez Warszawiankę, rychło zmienił się na grę ospałą, nudną i nieciekawą. Cracovia zwłaszcza po zdobyciu pierwszej bramki z karnego, strzelonego przez Kossoka, grała aby zbyć i jakby miała w zapasie przynajmniej 3 – 4 gole. Tymczasem wypady warszawian raz po raz poważnie groziły nie tylko wyrównaniem lecz nawet zdobyciem prowadzenia. Punkt zdobyty przez Matusińskiego po ładnej akcji i dobrem prostopadłem wystawieniu oraz strzale ni etyle dobrym ile pechowym dla Domańskiego (piłka odbita od nierówności gruntu przeskoczyła robinsonującego bramkarza). Przesądził kwestię zwycięstwa.

To też bramka strzelona z przeboju przez Rusinka była już tylko przypieczętowaniem wyniku.

Jedyny punkt dla Warszawianki strzelił w ostatnich sekundach bezapelacyjnie… Chruściński, który zdaje się, na swem sumieniu posiada niejedną taką bramkę.

U gospodarzy słabiej niż zwykle wypadli Zwierz i Wielgusiak. Natomiast wcale udatnie pracował Materski.

Sędzia p. Rosenfeld z Bielska skrzywdził parokrotnie swemi rozstrzygnięciami zarówno Luxenburga jak i Warszawiankę.

Źródło: Przegląd Sportowy [1]