1983-05-07 Cracovia - GKS Katowice 0:0

Z WikiPasy.pl - Encyklopedia KS Cracovia
Wersja z dnia 17:26, 25 cze 2005 autorstwa Armata (Dyskusja | edycje)
(różn.) ← poprzednia wersja | przejdź do aktualnej wersji (różn.) | następna wersja → (różn.)
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

23 kolejka 7-8 V 1983
Cracovia - GKS Katowice 0-0
Widzów ok. 10 000
Sędziował R. Kostrzewski z Bydgoszczy.
Cracovia: Koczwara, Nazimek, Dybczak, Turecki, Podsiadło, Błachno, Surowiec, Kuć (68 Wrześniak), Gacek (77 min. Karaś), Lizończyk, Tobollik
GKS: Sput, Nowak, Piekarczyk, Matys, Wijas, Łuczak (60 min. Mol), Chmaj, Krzyżoń, Kaplas, Biegun, Churas (46 min. Rzeszutek)

Opis meczu Tempo:
Trener katowiczan Jerzy Nowok przyznał po meczu, że goście przybyli pod Wawel po remis i podziałowi punktów podporządkowali taktykę. Rzucało się to zresztą w oczy i nic dziwnego, że gospodarze uzyskali sporą, a okresami olbrzymią przewagę. Jednak niewiele z niej wynikało, nie licząc oczywiście egzekwowanych rzutów rożnych 16-2. Gdyby więc praktykowano umowę z Błoń, że po trzech kornerach egzekwuje się rzut karny, to „Pasy” miałyby co najmniej pięć okazji na strzelenie gola. Ale nie byłoby to równoznaczne ze zwycięstwem, bo... katowiczanie egzekwowali „jedenastkę” i... też nie zdobyli bramki.
W 6 min. Cracovia mogła prowadzić 1-0, ale po rzucie wolnym piłkę przejął Lizończyk i trafił nią w słupek. Dużo lepszą szansę zmarnował w 23 min Churas, który z niespełna 5 kroków posłał piłkę obok bramki. Gdyby zostawił ją Biegunowi, który znajdował się w jeszcze dogodniejszej sytuacji, to prawdopodobnie Koczwara musiałby wyciągnąć ją z siatki. Jednak w meczu tym obydwa zespoły nie wykorzystały jeszcze lepszych okazji... w 38 min. arbiter z Bydgoszczy za faul Tureckiego na Biegunie podyktował wspomnianą „jedenastkę”. Piłkę ustawił sobie Wijas, ale Koczwara wyczuł intencję katowiczanina i piłkę sparował. Wprawdzie dobiegł jeszcze do niej Churas, ale i po jego strzale pewnie interweniował bramkarz gospodarzy.
Po przerwie przebieg spotkania wyglądał jeszcze bardziej jednostronnie, niż w trzech pierwszych kwadransach. Goście bowiem nie mieli już praktycznie takich okazji strzeleckich. Natomiast Cracovia uparcie stosowała „wrzutki” piłki na pole karne rywali, gdzie z reguły padały one łupem katowiczan. W ciągu 90 minut na palcach jednej ręki można było zliczyć bardziej przemyślane i wiążące się akcje.
Im bliżej bramki Sputa, tym okazji strzeleckich krakowianie mieli mniej. Jedynym zresztą graczem, który próbował rozerwać w miarę szczelny rygiel gości był nowy nabytek – Lizończyk. Innym zawodnikom brakowało sił i szybkości, bo trudno ich posądzić o małe zaangażowanie. W 66 i 70 min gospodarze kolejno egzekwowali po 3 kornery, ale nie zmusili bramkarza gości do kapitulacji. Najbliżej tego wyczynu był w 53 min Tobollik, który po akcji Podsiadły strzelił w poprzeczkę.
W sumie w sobotnie, pogodne popołudnie oglądaliśmy nadzwyczaj mierne widowisko. I trudno o to winić piłkarzy przyjezdnych, których remis całkowicie zadowalał. Inna sprawa, że po meczu kontent z takiego obrotu sprawy był również nowy szkoleniowiec Cracovii – Józef Walczak. Powiedział bowiem: W sytuacji jaka zaistniała, goście byli dwukrotnie bliscy strzelenia gola i wówczas zainkasowaliby obydwa punkty. Jego opinia nie była pozbawiona racji.