Maria Starzeńska-Szpineter

Z WikiPasy.pl - Encyklopedia KS Cracovia
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Maria Starzeńska-Szpineter

Prześlij zdjęcie

Informacje ogólne
Imię i nazwisko Maria Starzeńska-Szpineter
Urodzony(a) 4 stycznia 1926, Płaza k. Chrzanowa
Zmarły 25 maja 2009, Kraków


Maria Starzeńska-Szpineter - siatkarka, koszykarka, piłkarka ręczna. Zawodniczka Cracovii od 1945 do 1952 r.. Wykształcenie średnie, pracownik biurowy.

Sukcesy: wicemistrzyni Polski w piłce ręcznej 1947, 1948, brązowa medalistka mistrzostw Polski 1949, 1952 r..

W czasach komunistycznych w związku z arystokratycznym pochodzeniem nie moga m.in. studiować.

Członek Rady Seniorów KS „Cracovia” od 1981 r...

  • Bibliografia: 80 lat Rady Seniorów KS "Cracovia" 1937-2017, autor Jerzy Łudzik.

Pochowana na w Nowym Sączu cmentarz Rejtana Sektor 45, Rząd 17, Nr grobu 2.

Wywiad

"Maria Szpineter ze Starzeńskich Wspomnienia hrabiny" -
przelom.pl

Maria Szpineter ze Starzeńskich Wspomnienia hrabiny

Gdyby nie wojna, byłaby dziedziczką w pałacu w Płazie. Jednak Niemcy wypędzili całą rodzinę, nie pozwalając zabrać żadnych rzeczy. Nic dziwnego, że gdy po latach przekroczyła próg dawnego pałacu, była bardzo wzruszona.

Przyszła na świat w pałacu w Płazie, należącym do jej rodziców: Antoniego i Krystyny Starzeńskich. Pobrali się w 1923 roku. Maria była drugim z trojga ich dzieci. Ze szczęśliwego i beztroskiego dzieciństwa pamięta niewiele.

Problemy ze słowami - Pałac był naprawdę bardzo duży. Na dole było dziewięć pokojów, a w nich wiele portretów i pięknych mebli. Mieszkaliśmy w lewej części budynku. Na co dzień zajmowały się nami bony. Były to Niemki i Francuzki. Całą naszą trójkę uczyły obu tych języków. Posługiwaliśmy się nimi więcej, niż polskim. Dlatego w nielicznych kontaktach z ludźmi ze wsi miałam problemy, by znaleźć odpowiednie słowa. Nie chodziłam do szkoły, ale musiałam raz w roku zdawać egzamin w Chrzanowie, u dyrektora Druciaka. Pamiętam też przejażdżki konne po całej okolicy – opowiada Maria Szpineter, z domu Starzeńska.

Wygnani z majątku Ojciec był zapalonym myśliwym. Na organizowane przez niego polowania zjeżdżali arystokraci z całej okolicy. Przy dworze była plantacja truskawek, które kupowali miejscowi Żydzi. Starzeńscy z Płazy odwiedzali rodzinę w pałacu w Kościelcu. - Dziadkowie byli bardzo mili. Często nas odwiedzali. Mieli samochód marki Tatra, który było słychać już z daleka – przypomina sobie. Gdy wybuchła wojna, beztroskie dzieciństwo bezpowrotnie się skończyło. - Niemcy namawiali ojca do podpisania volkslisty, ale kategorycznie odmówił. Pewnego dnia do majątku przyjechali żołnierze i kazali nam wyjechać. Nie pozwolili niczego zabrać. Furmanką pojechaliśmy na dworzec kolejowy w Trzebini. Jak się potem dowiedziałam, w budynku stacjonowali niemieccy celnicy z posterunku w Dulowej, którzy systematycznie niszczyli pałac. Palili parkiety, żeby mieć się czym ogrzać – opowiada.

W radzie z Sapiehą Starzeńscy dotarli pociągiem do Krakowa, gdzie spędzili kilka miesięcy u dalszej rodziny. Potem przenieśli się do małego dworku należącego do Róży Kieniewicz. Mieszkali w nim do końca okupacji. - Ojciec pomagał innym przeżyć wojnę, działając w Radzie Głównej Opiekuńczej wraz z kardynałem Adamem Sapiehą, z którym byliśmy spokrewnieni – dodaje pani Maria. Po wojnie zdała maturę i chciała iść na studia medyczne. Na drodze, by zostać lekarzem, stanęło arystokratyczne pochodzenie. Zamiast studiów medycznych, musiała się zadowolić dwuletnią szkołą hotelarską. Jako osoba władająca dwoma językami, dostała się do niej bez problemu. Równolegle grała w piłkę ręczną w Cracovii. Zagrała nawet w juniorskiej reprezentacji Polski.

Powrót do dzieciństwa Jak to w życiu, jej zawodowe plany nie przebiegały tak, jak sobie wymarzyła. Zamiast w hotelu, podjęła pracę w firmie budowlanej „Miastoprojekt”, zostając kierownikiem hali maszyn. Tam poznała przyszłego męża, architekta Janusza Szpinetera. W 1964 roku urodził im się syn Wojciech. Po trzynastoletniej przerwie na wychowanie syna, arystokratka rodem z Płazy znów zaczęła pracować. Została sekretarką komendanta ZHP. W biurze związku przy ulicy Karmelickiej spędziła kilka lat. Jednak praca w „przybudówce partii” niezbyt przypadła jej do gustu. Dlatego za namową znajomej zgłosiła się na Politechnikę Krakowską, gdzie powierzono jej obowiązki kierownika działu socjalnego. - Wysyłałam studentów i pracowników naukowych na wczasy, przydzielałam zapomogi, nadzorowałam pracę stołówki, do której sprowadzałam kapustę i ziemniaki. Pracy było naprawdę sporo. Politechnika miała wtedy dwa ośrodki wypoczynkowe. Do dziś jeżdżę na wczasy do tego w Janowicach koło Zakliczyna, gdzie w pięknej okolicy można naprawdę dobrze wypocząć – przekonuje.

Przekraczanie bram Zna wielu przedstawicieli arystokracji. Ostatnio, niestety, zazwyczaj widzi się z nimi nie podczas spotkań towarzyskich, ale pogrzebów. W ostatnim czasie zmarła m.in. jej ciotka z rodu Lubomirskich. Dożyła stu lat. Maria Szpineter wiedzie od dwunastu lat życie emerytki. Sporo czyta, odwiedza też mieszkającego w Nowym Sączu syna (mąż już nie żyje). Po wojnie przez długi czas nie mogła wrócić do rodzinnej Płazy. Gdy wreszcie przekroczyła bramę pałacu, zamienionego na dom pomocy społecznej, była bardzo wzruszona. - Obejrzałam budynek, w którym nie było już portretów przodków, ani kosztowności, i od razu przypomniałam sobie beztroskie chwile spędzone w tych murach. Potem wielokrotnie wracałam do Płazy. Zaprzyjaźniłam się z nieżyjącym już dyrektorem domu pomocy społecznej - Romanem Mańkowskim. Znam też jego następczynię. Trochę inaczej rzecz się miała z moją starszą o dwa lata siostrą, Teresą Kwilecką. Mieszka w Poznaniu i do Płazy wróciła dopiero kilka lat temu przy okazji uroczystości nadania szkole w Płazie imienia Starzeńskich. Zresztą, gdy nas na nią zaproszono, mój syn nie krył zaskoczenia. Pytał: to jak to, najpierw was wyrzucono z majątku, a teraz obrali was za patronów szkoły? Tylko brat Maciej nie zagląda w rodzinne strony. Ożenił się z Belgijką i mieszka w Brukseli – mówiąc o dziejach rodziny, pani Maria nie kryje wzruszenia.

W oczekiwaniu na rekompensatę Wspomnienia wspomagane są nielicznymi pamiątkami po czasach świetności rodu. Na ścianie mieszkanki Krakowa wiszą cztery sztychy z pałacu w Kościelcu, po którym zostały tylko zdjęcia i wspomnienia. Choć niedawno burmistrz Ryszard Kosowski, regularnie przesyłający pani Starzeńskiej życzenia z okazji świąt, coraz głośniej mówi o planach odbudowy dawnej perełki chrzanowskiej architektury. Pozostało też kilka pożółkłych zdjęć i prezent ślubny rodziców.

Czy arystokratka odzyska majątek? - Niedawno przeprowadziłam postępowanie spadkowe na nas troje. Musiałam przedłożyć akty zgonu rodziców. Nie było to łatwe, bo dziadek zmarł w Nairobi, a babka w Argentynie. Sprawa w sądzie trwała pół roku. Nie robię sobie nadziei na zwrot pałacu w naturze. Po pierwsze - przebywają tam niepełnosprawni, po drugiej - nie miałabym pieniędzy, by utrzymać taki obiekt. Czy uda się otrzymać jakąś formę rekompensaty za utracony majątek? Biorąc pod uwagę to, jak wolno do rozwiązania tego problemu się wszyscy zabierają, i stan finansów państwa, nie wiem, czy tego doczekam – mówi z przekąsem 80-letnia Maria Szpineter.

Marek Oratowski
Źródło: przelom.pl 6 grudnia 2006 [1]