Pelle van Amersfoort

Z WikiPasy.pl - Encyklopedia KS Cracovia
Wersja z dnia 17:34, 4 sie 2020 autorstwa Grot (Dyskusja | edycje) (Utworzono nową stronę "{{Piłkarz | imię = Pelle | nazwisko = van Amersfoort | zdjęcie = |...")
(różn.) ← poprzednia wersja | przejdź do aktualnej wersji (różn.) | następna wersja → (różn.)
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Pelle van Amersfoort

Informacje ogólne
Imię i nazwisko Pelle van Amersfoort
Kraj       HOL
Urodzony 1 kwietnia 1996, Heemskerk, Holandia
Wiek 28 l.
Pozycja bramkarz
Wzrost 193 cm
Wychowanek FC Haarlem
Kariera w pierwszej drużynie Cracovii
Sezon Rozgrywki - występy (gole)
2019/20, 2020/21
1906-1919 oficjalne i towarzyskie, od 1920 tylko oficjalne mecze

j - jesień, w - wiosna



Wywiad

"Van Amersfoort: Polowanie jak rzuty karne" -
Przegląd Sportowy

Van Amersfoort: Polowanie jak rzuty karne

Mogłem iść do Anglii czy Niemiec, ale myślę, że tam na razie bym nie grał. Te ligi to może być mój następny krok po jednym–dwóch sezonach w Polsce – mówi w rozmowie z „PS” Pelle Van Amersfoort, nowy zawodnik Cracovii.

MICHAŁ TRELA: Jest pan jednym z nielicznych piłkarzy, którzy mają porównanie: trudniej upolować gęś czy wykorzystać sytuację sam na sam z bramkarzem?

PELLE VAN AMERSFOORT (nowy pomocnik Cracovii): Kiedyś, gdy w Holandii zrobiło się głośno o moim łowieckim hobby, na polowanie wybrała się ze mną ekipa Fox Sports, tamtejszej, dużej telewizji. Zgłosiła się, bo jak na piłkarza, to dziwne zainteresowanie. Musiałem spytać o zgodę rolnika, na którego polu odbyło się polowanie. On nie miał z tym problemu, bo też widział to jako okazję, by pokazać szerszej publiczności, że nie robimy niczego złego. Wtedy długo nie mogłem niczego upolować, a ekipie zależało na jakiejś zdobyczy, by móc pokazać łup przed kamerą. W końcu pojawiły się gęsi, które wzleciały bardzo wysoko. Doświadczony myśliwy, z którym tam byłem, powiedział, że musimy je trafić. Byłem tak zdenerwowany i podekscytowany, że po fakcie, gdy już się udało, stwierdziłem, że łatwiej jest wykorzystać sytuację sam na sam z bramkarzem, bo na boisku wszystko dzieje się zbyt szybko, by zdążyć o czymś myśleć. Na polowaniu widzisz, że gęś nadlatuje i czekasz na odpowiedni moment. Zastanawiasz się, czy to już, czy zwlekać jeszcze chwilę. Bardziej przypomina to rzut karny.

Mówił pan o pokazaniu, że to nic złego. Często spotykał się pan z krytyką?

Po emisji materiału dostałem wiele pozytywnych komentarzy. Ale złych także. Nazywano mnie mordercą, który zabija zwierzęta. Jestem do tego przyzwyczajony. To normalne. Rozumiem nawet ludzi, którzy mówią, że to okrutne. Samo zabijanie zwierząt nie sprawia mi przyjemności. Może zabrzmi to dziwnie, ale polując, też pomagam. Jeśli w danym miejscu jest zbyt duża populacja jakiegoś gatunku, nie ma dla nich pożywienia i umierają z głodu, cierpiąc. Myśliwi pomagają utrzymać populację w odpowiedniej wielkości. Wspieramy też rolników, którym zwierzęta niszczą plony. Czasem widać zdjęcia myśliwych, którzy zastrzelili lwy i promują się w mediach społecznościowych. Tacy ludzie psują reputację myśliwym. Też jestem tego przeciwnikiem. Poluję przede wszystkim na małe zwierzęta: gęsi, kaczki, zające.

Czego właściwie zawodowy piłkarz szuka na polowaniach? Czasem budzę się wcześnie rano, gdy jest jeszcze ciemno i jadę na łąkę. Zdarza się, że widzę wschód słońca, ale czasem po prostu deszcz leje mi na głowę, a ja siedzę zaszyty gdzieś w krzakach i czekam. Jest cicho. W okolicy nikogo nie ma. Dla mnie to jest życie. Nie muszę nawet niczego upolować. Już sam wyjazd i oczekiwanie w otoczeniu natury są bardzo oczyszczające. Lubię taki klimat. Jeśli coś upoluję, zjadam to. Nie jestem zbyt dobry w oprawianiu zwierzyny. Bardziej doświadczeni łowcy potrafią patroszyć zdobycze i przyrządzić je bardzo smacznie – wędzone albo z dużą ilością czosnku.

Skąd wzięło się to nietypowe zainteresowanie?

Grałem wtedy w juniorach Heerenveen, gdzie mieszkałem u zaprzyjaźnionej z klubem rodziny. Jej znajomy był myśliwym i kiedyś zabrał mnie na polowanie. To było fantastyczne doświadczenie, choć wcale nie byłem w tym dobry. Zupełnie inaczej strzela się do tarczy niż do gęsi czy kaczki, które są szybkie i musisz uważać, by cię nie zobaczyły. Wtedy nie ustrzeliłem nic, ale zacząłem chodzić na polowania częściej. Dopiero za trzecim razem trafiłem gęś. Z czasem zacząłem wnikać w ten świat coraz głębiej. W wieku 19 lat zdecydowałem się zdobyć licencję myśliwską. Już grając zawodowo w Eredivisie, zapisałem się na kurs i raz na dwa tygodnie jeździłem na wykłady, wymieniałem się doświadczeniami z innymi kursantami, którzy byli w większości znacznie starsi ode mnie. Sporo uczyłem się na temat prawnych oraz biologicznych aspektów polowań. W końcu zdałem egzaminy teoretyczny i praktyczny, choć za pierwszym razem udaje się to tylko 60 procentom przystępujących.

W Polsce tereny łowieckie są raczej nie gorsze niż w Holandii.

Znacznie lepsze! Polska jest większa niż Holandia, ma więcej terenów leśnych i rolniczych, żyje tu wiele gatunków. Najpierw muszę poukładać sprawy w nowym klubie i w mieście, ale podpisałem z Cracovią kontrakt na trzy lata, więc jestem pewien, że kiedyś spróbuję też polowania w Polsce.

Wspomniał pan o mieszkaniu z rodziną zaprzyjaźnioną z klubem. Musiał pan młodo wyprowadzić się z domu?

To potoczyło się nagle. Jeszcze gdy miałem piętnaście lat, grałem w małym amatorskim klubiku, gdzie trenowałem dwa–trzy razy w tygodniu i nie myślałem o zawodowej piłce. Dorabiałem na zmywaku w restauracji, albo w supermarkecie. Czasem jeździłem na mecze pobliskiego AZ Alkmaar, któremu kibicowałem. Nagle wypatrzyło mnie Heerenveen. A że było oddalone o 150 kilometrów od domu, to musiałem się przeprowadzić. Dwa miesiące później moja mama zmarła na raka. Kilka dni temu była siódma rocznica jej śmierci. Klub proponował, bym wrócił do domu na tak długo, jak będę potrzebował. Nie chciałem tego. Na boisku przynajmniej w trakcie meczu czy treningu mogłem o wszystkim zapomnieć, a gdybym wrócił do domu, cały czas bym się smucił i o niczym innym nie myślał. Przetrwałem jakoś tamten okres, co na pewno uczyniło mnie silniejszym, a rok później zadebiutowałem w pierwszej drużynie.

Uchodził pan za duży talent. W reprezentacjach młodzieżowych rozegrał pan trzydzieści osiem meczów. Grał pan m.in. z Frenkiem de Jongiem z Barcelony. Nie boli pana, że wasze kariery potoczyły się tak różnie?

Nie, bo już wtedy widziałem, jak wielkim będzie piłkarzem. Graliśmy razem na EURO do lat 19, w którym strzeliłem dwa gole. Widziałem, że Frenkie jest znacznie bardziej utalentowany niż my wszyscy.

Co właściwie 23-letni piłkarz regularnie grający w Eredivisie robi w ekstraklasie?

Chcę się rozwijać, grać jak najwięcej w fizycznej lidze, bo myślę, że tego potrzebuję. Chcę się czuć ważny, bo choć w Heerenveen rozgrywałem wiele meczów, to wcale nie uzbierałem wielu minut. Mogłem iść do Anglii czy Niemiec, ale myślę, że tam bym na razie nie grał. Te ligi to może być dla mnie następny krok po jednym–dwóch sezonach w Polsce. Najsilniejsi kupują piłkarzy ekstraklasy. Cracovia to krok, by później uczynić następny, większy, choć oczywiście nie mogę mieć pewności, że mi się to uda.

Konsultował pan z kimś ten transfer?

Rozmawiałem z Piotrem Parzyszkiem z Piasta, który występował w PEC Zwolle i z Filipem Bednarkiem, z którym grałem w Heerenveen. Pozytywnie wypowiadali się o klubie i polecali Kraków jako fantastyczne miasto. Mówili, że nawet jeśli piłkarsko nie pójdzie mi najlepiej, to przynajmniej będę mieszkał w ładnym mieście. To też ważne, bo przecież w Krakowie mam nie tylko grać, ale też żyć.
Michał Trela
Źródło: Przegląd Sportowy 17 lipca 2019