1948-12-05 Cracovia - Wisła Kraków 3:1

Z WikiPasy.pl - Encyklopedia KS Cracovia
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

Najważniejszy mecz w historii obu klubów.


Herb_Cracovia

Trener:
Stanisław Malczyk
pilka_ico
mecz o Mistrzostwo Polski
stadion Garbarni, niedziela, 5 grudnia 1948

Cracovia - Wisła Kraków

3
:
1

(2:1)



Herb_Wisła Kraków

Trener:
Josef Kuchynka
Skład:
Rybicki
Kaszuba
Gędłek
Glimas
Jabłoński I
Jabłoński II
L. Poświat
S. Różankowski
E. Różankowski
Radoń
Szeliga

Ustawienie:
3-2-5

Sędzia: Julian Brzuchowski z Warszawy
Widzów: prawie 25 000 „prawie” nie może być przypisane do zadeklarowanego typu liczbowego o wartości 25000.

bramki Bramki

S. Różankowski (44')
Szeliga (45')
S. Różankowski (74')
0:1
1:1
2:1
3:1
Legutko (1')
Skład:
Jurowicz
Kubik
Legutko
Flanek
M. Filek
A. Wapiennik
Cisowski
Rupa
Kohut
Gracz
Mamoń

Ustawienie:
3-2-5
Zobacz również: Zdjęcia z meczu



Statystyki meczowe

według "Piłkarza"

cały mecz I połowa II połowa
Cracovia Wisła Cracovia Wisła Cracovia Wisła
bramki 3 1 2 1 1 0
rzuty rożne 2 5 2 3 0 2
rzuty wolne 23 20 11 14 12 6
interwencje bramkarzy 27 20 13 10 14 10
wykopy od bramki 6 8 3 4 3 4
rzuty z autu (boczne) 16 39 10 15 6 24

według "Sportu"

cały mecz I połowa II połowa
Cracovia Wisła Cracovia Wisła Cracovia Wisła
bramki 3 1 2 1 1 0
rogi 7 4 4 3 3 1
rzuty wolne 25 23 13 12 12 11
strzały na bramkę 15 11 7 8 8 3
auty boczne 32 15 12 8 20 7
auty bramkowe 6 5 3 2 3 3
podania do bramkarza 2 4 1 2 1 2
spalone 4 2 3 1 1 1

Prawdopodobnie różnice w liczbie autów oraz być może rożnych i wolnych wynikają z odmiennego zapisu - "auty wykonywane przez ...", "auty spowodowane przez ...". Redakcja "Piłkarza" przy rzutach wolnych zaznaczyła, ze mowa o wykonywanych przez daną drużynę, takiej adnotacji nie ma przy innych pozycjach. - przyp. WikiPasy.pl

Opis meczu

Piłkarz

Piłkarz 1948-12-07 foto 1 (fragment).jpg

Cracovia mistrzem Polski

Tegoroczne rozgrywki ligowe zostały zakończone finałowym spotkaniem dwóch najlepszych zespołów Polski: Cracovii i Wisły, które przyniosło zasłużone i zdecydowane zwycięstwo Cracovii w stosunku 3:1.

Biało-czerwoni zwyciężając swojego najgroźniejszego rywala, zdobyli po raz piąty w historii piłkarskich rozgrywek o mistrzostwo Polski zaszczytny tytuł mistrza Polski.

Po warszawskiej Polonii pierwszym powojennym mistrzu Polski i Warcie, tym razem Kraków w trzecich po wojnie rozgrywkach o mistrzostwo Polski został siedzibą nie tylko pierwszej, lecz i drugiej najlepszej drużyny piłkarskiej.

Ten rzadki sukces zasługuje na specjalne podkreślenie i świadczy o tym, iż Kraków będący kolebką piłkarstwa polskiego, jest dziś bezsprzecznie najlepszym okręgiem w Polsce.

Okręg krakowski zdobył również po raz drugi cenne trofeum w postaci pucharu Kałuży, dzięki zwycięstwu Łodzi nad Śląskiem w ostatnim spotkaniu z cyklu rozgrywek pucharowych.

Sukces ten jeszcze bardziej podkreśla dominującą pozycję piłkarstwa krakowskiego, którą z pewnością w przyszłości utrzyma.

Stub sekcji Ta sekcja jest zalążkiem. Jeśli możesz, rozbuduj ją.


Piłkarz 07.12.1948

Sport

Sport 1948-12-06 foto 1.jpg
Stub sekcji Ta sekcja jest zalążkiem. Jeśli możesz, rozbuduj ją.


Dziennik Polski

Cracovia mistrzem Polski

Doczekaliśmy się wreszcie na zdobywcę tytułu mistrza Polski na rok 1948. Został nim Związkowy Klub Sportowy Cracovia. Zwyciężył on w decydującym spotkaniu, które odbyło się w niedzielę 5 grudnia br. Na neutralnym boisku Garbarni swego najgroźniejszego rywala Wisłę 3:1

Walka godna rywali

Cracovia – Wisła 3:1 (2:1)

Dzwonki, syreny automobilowe, a nawet proporce klubowe wśród 20 tysięcznej publiczności zebranej już na 15 minut przed rozpoczęciem meczu oddawały nastrój bardziej „mikołajowy” niż niepewność zagorzałych kibiców 2 najstarszych drużyn krakowskich, oczekujących w zdenerwowaniu na wynik spotkania, który miał decydować o tym kto będzie mistrzem piłkarskim Polski na rok 1948.

Mimo tak spóźnionego sezonu mecz nie był pokazem schyłkowej formy i dostarczył wiele emocji widzom. Gra była żywa zacięta a wszelkie (niestety i takie były) zakusy ostrej i brutalnej gry hamowane w porę przez sędziego Brzuchowskiego nie zaćmiły wrażenia spotkania o tytuł mistrzowski.

Zwolennicy obu drużyn przeżyli w czasie meczu chwile radości i trwogi o wynik bowiem już pierwsza minuta przyniosła prowadzenie dla Wisły ze strzału Legutki po podaniu Gracza do tyłu. Jak niemiłą niespodzianka była ta pierwsza minuta dla „Cracoviaków” o tym mogli się przekonać sympatycy Wisły na minutę przed końcem pierwszej połowy przeżywając podobnie ciężkie uczucie, gdy Rożankowski II piękną główką z centry Poświata uzyskał wyrównanie, a w kilkadziesiąt sekund później Szeląga prowadzenie.

Druga połowa meczu rozpoczynająca się zdecydowaną przewagą Wisły w rezultacie przynosi w 29 min utratę dalszej bramki po strzale Różankowskiego II i mimo największych usiłowań ataku Wisły kończy się bez zmiany wyniku.

Drużyna mistrza Polski Cracovii wystąpiła do tego emu w składzie silnie zmienionym o ile nie pod względem personalnym to pod względem zestawienia ataku. Tym razem na prawym skrzydle pokazał swe umiejętności Poświat, obok niego na łączniku grał Różankowski I na skrzydle Szeląga. W ten sposób zestawiony atak wykazał wiele przebojowości i nawet dość dużą ilość strzałów. Najlepszy był Różankowski II nie tylko jako zdobywca 2 bramek, lecz także jako gracz w polu, dobrze współdziałający z resztą napadu. Poświat jako skrzydłowy pokazał kilka ładnych dośrodkowań, niestety prócz przebojowości zdradza mimo młodego wieku skłonność do faulowania – nawet o zgrozo bez piłki. Szeląga wykazał dobrą kondycje do końca meczu natomiast Radoń częściej się przewracał niż by to usprawiedliwiał śliski zmarznięty teren, toteż rzadko wychodził z pojedynków górą. Pomoc Cracovii mimo braku Parpana działa doskonale. Należy podkreślić wielką pracowitość braci Jabłońskich ale zaciętość z jaką walczyli o piłkę nie zawsze była „fair” Jabłoński II dał co prawda co prawda po przerwie złośliwą „nauczkę” dobrego zachowania Graczowi, który go sfaulował podając mu pierwszy rękę na zgodę – czego sędzia skrupulatnie dopilnował – jednak dbając tak o dobre maniery powinien i spojrzeć na swego brata i po bratersku mu doradzić zaprzestania faulów. Liczymy na to, że w przyszłym sezonie będzie to mistrzów zobowiązywało. Gędłek w środku spisał się dobrze. W obronie Glimas pokazał doskonałą formę choć i Kaszuba nie zawiódł. W bramce Rybicki miał ładne momenty obrony, jednak ryzykowne wypady z bramki mogły przynieść w rezultacie więcej złego niż dobrego. Powinien też wyrazić podziękowanie za doskonałą obronę Jabłońskiego I – który uratował jedną bramkę broniąc ciałem celny strzał Koguta.

Drużyna wicemistrza Polski zagrała słabiej niż się tego ogólnie nawet w obozie Cracovii spodziewano. Zawiódł przede wszystkim atak, który mimo okresów silnej przewagi, zwłaszcza w drugiej połowie nie potrafił zdobyć bramki. – (Jedyna bramka padła ze strzału pomocnika Legutki). Największe okazje miał bardzo słabo grający Kogut. Gracz był zbyt troskliwie pilnowany a reszta ataku nie mogła się uporać z defensywą Cracovii. W drugiej połowie przejawiło się to w ostrzejszej grze Gracza i Mamonia Sędzia jednak wyprzedzał intencje zawodników. Legutko wykazał swe umiejętności nie tylko jako pomocnik, ale i – jako strzelec – decydując się przytomnie na daleki strzał, który przyniósł pierwszą bramkę. I Filek I i Wapiennik mieli ciężkie zadanie z lotnym atakiem Cracovii, zmieniającym pozycje w czasie gry flanek i Kubik dobrze ubezpieczali Jurowicza. Pierwsza bramka była nie do obrony , przy drugiej pomogło natomiast śliskie boisko ułatwiając zadanie Szelidze. Ostatnia bramka mimo, że strzał nie był ostry, padła w zamieszaniu. Natomiast tylko szczęście uratowało Jurowicza gdy Radoń strzelał w kierunku pustej bramki. Piłka poszła w aut, ale bramkarza nie było na miejscu.

Mecz należał do interesujących i należy życzyć obu drużynom by w przyszłym sezonie wykazały swe umiejętności, pogłębione wytrwałą zaprawą zimową, walcząc równie szlachetnie o prymat piłkarstwa.

Nadzwyczajny Dziennik Krakowa (7 XII 1948)

Przegląd Sportowy (red. Tadeusz Maliszewski)

Decydujący, trzeci mecz o mistrzostwo Ligi Państwowej w piłce nożnej w r. 1948 Cracovia – Wisła 3:1 (2:1). Spotkanie rozegrano w Krakowie na boisku Garbarni wobec 20.000 widzów. Sędzia główny inż. Brzuchowski z Warszawy. Składy drużyn:

Cracovia – Rybicki, Kaszuba, Glimas, Jabłoński I, Gendłek, Jabłoński II, Poświat, Różankowski II, Różankowski I, Radoń, Szeliga.

Wisła – Jurowicz, Kubik, Flanek, Filek, Legutko, Wapiennik, Cisowski, Gracz, Kohut, Rupa, Mamoń.

Życie jest najlepszym reżyserem, nawet w meczach piłkarskich. Najbardziej pomysłowy inscenizator Filmu Polskiego nie wpadłby zapewne na fabułę, jaka w rzeczywistości rozwinęła się dnia 5 grudnia 1948 r. przed oczyma widzów, zgromadzonych na stadionie Garbarni w dostojnym Krakowie. Nie zdołaliśmy się jeszcze oswoić należycie z aktorami spotkania, a już dramatyczny dwugwizd sędziego obwieścił wszem wobec, że Wisła wyprzedziła swego rywala o jedną bramkę. Zanotowaliśmy pierwszą minutę gry! Wpadki takie chodzą jeszcze po ludziach, ale trudniej byłoby znaleźć w pamięci fakt, by na 60 sekund przed zakończeniem I-ej połowy nastąpiło wyrównanie i bezpośrednio po tym druga decydująca bramka dla Cracovii!

Nazywamy ją „decydującąâ€, gdyż nie ulega wątpliwości, że szok, który spotkał Wisłę, strąconą w najmniej oczekiwanym momencie ze zwycięskiego piedestału pozostawił ślady na dalszej jej grze, jak z drugiej strony miała wyraźny wpływ na nastrój Cracovii, przeobrażonej niby za dotknięciem czarodziejskiej różyczki ze sponiewieranego Kopciuszka w posażną królewnę. Tak przedstawiałoby się w grubych zarysach psychologiczne podłoże, z którego wyrosła jeszcze trzecia ramka i ostateczne zwycięstwo.

Nie ulega wątpliwości, że Krakowowi należał się finał, jak należy mu się słusznie pierwsze i drugie miejsce w polskim piłkarstwie. Należy mu się za kulturę gry, z jaką trudno spotkać się w którymkolwiek innym z naszych środowisk. Decydujący mecz o tytuł mistrza - to nie przelewki. W takim przypadku wolno zawodnikom nie panować całkowicie nad nerwami. Wolno im w ferworze dramatycznej walki obniżyć wartości stylowe. Jeśli mimo to mecz był nie tylko walką, ale i grą, to tym większa zasługa aktorów i tym większe należy się im uznanie.

Było to bezsprzecznie jedno z lepszych widowisk, z jakimi spotkaliśmy się w bieżącym roku, to też ci, którzy stali się jego świadkami, nie mieli powodów do narzekań.

Abstrahujemy naturalnie od osobistego ustosunkowania się do jednej, czy drugiej drużyny. Obiektywnie stwierdzić należy, że gra była interesująca i przeważnie na zadowalającym poziomie. Należy też stwierdzić, że zwycięstwo Cracovii było całkowicie zasłużone, ponieważâ€Ś wszystkie teoretyczne obliczenia nie wytrzymały konfrontacji z życiem.

ATAK WISŁY ZAWODZI

Bramkostrzelny atak Wisły, który miał odegrać decydująca rolę okazał się tym razem bronią mocno wyszczerbioną, to też nawet jedna bramka była dziełem pomocnika Legutki. Z drugiej strony napad białoczerwonych, o którym pisało się na podstawie dotychczasowych doświadczeń, że cierpi na anemię i brak temperamentu, tryskał zdrowiem i bojowością. A ponieważ formacje defensywne Cracovii, jak się spodziewano , były nie tylko dobre, ale znacznie lepsze, niż Wisły, więc też nikogo nie zdziwił ostateczny rezultat.

Nie należy jednak upraszczać sobie krytyki. To, co napisaliśmy powyżej, nie obowiązuje całego meczu. Były w nim bowiem okresy odbiegające od powyższych faktów, a to przede wszystkim w pierwszej części gry. W okresie tym napad Cracovii bynajmniej nie wzbudzał zaufania. Miał w prawdzie szereg pięknych zagrań, jednak nie zanosiło się na to, by z maki tej był chleb. Grano więcej wszerz , niż do przodu, to też gdy zbliżał się moment, w którym należało gotować się do strzału, dobrze blokująca – w okresie tym – defensywa Wisły była niemal zawsze na miejscu i Jurowicz nie miał okazji do rozgrzewki.

Zaryzykujemy nawet stwierdzenie, że w czasie tym Cracovia była może w sumie więcej przy piłce, lecz lepiej prezentowała się Wisła. Słyszymy w tym momencie protesty widzów, którzy zazwyczaj pamiętają tylko końcówkę. Otóż prosimy uprzejmie przypomnieć pierwsze 30, a może i więcej minut, kiedy to Wiślacy operowali przeważnie prostopadłymi wystawieniami, tak, że każde podejście napadu do przodu wywoływało poważny stan zagrożenia, tym bardziej, że nie żałowano mocnych, dalekich strzałów. W okresie tym Wisła robiła wrażenie zespołu bardziej jednolitego, gdyż łącznicy szli głęboko w tył, tak, że między liniami istniała stała łączność, w przeciwieństwie do Cracovii, gdzie częstokroć zapominano o dokładnym kryciu, a panowie łącznicy nie bardzo mieli ochotę wspierać tylną straż. To też zaczęliśmy się już poważnie liczyć z tym, że Cracovia będzie grać – a wygra Wisła.

ZWROTNY MOMENT GRY

44-a minuta ze wspaniałą główką Różankowskiego II i kilkanaście następnych sekund, w których rozanimowany ten gracz wyprowadził piłkę do przodu, zmylił obrońcę, podał do Szeligi, który przytomnie płasko strzelił – zmieniły całkowicie sytuację. Nie tylko pod względem cyfrowym. Po przerwie były w prawdzie okresy martwe, kiedy to piłka wędrowała po autach, jednak Cracovia zmieniła się teraz całkowicie. Napastnicy nabrali wiary we własne siły i rozochocili się. Obok pięknych dla oka zagrań, widzieliśmy teraz zdecydowane solowe przeboje w momentach, w których zasady piłkarskie nakazują właśnie to, a nic innego.

Defensywa Wisły nie wytrzymała naporu, popełniała coraz więcej błędów, kruszyła się i w rezultacie padła trzecia bramka. Wprawdzie Wiślacy, nie mając nic do stracenia, rzucali się chwilami szaleńczo naprzód, odsłaniając własną bramkę, ale wobec skonsolidowanej gry przeciwnika, którego pomoc i obrona mogła już teraz liczyć na sukurs ze strony cofających się napastników, nie było szans na zmianę wyniku. Jedyną, bardzo realną unicestwił Jabłoński I, kiedy to przytomną główką wybił piłkę z linii bramkowej.

JABŁOŃSKI I-SZY NA PIĄTKĘ

Jabłoński I był pierwszym bohaterem spotkania. Walczył twardo, nieustępliwie, mądrze i w gorących momentach widzieliśmy go pod własną bramką, by za chwile znów ze środka pola dawać inicjatywę akcji ofensywnej. Młodszy jego brat był mniej błyskotliwy, jednak również wywiązał się dobrze ze swego zadania.

Pochwała należy się Glimasowi, który dobrze się ustawiał, dobrze chodził i miał ładny wykop. Gendłek początkowo jakby hamował się, ale po kilkunastu minutach widzieliśmy go coraz wyraźniej, zaczął wygrywać pojedynki głową i dłuższymi podaniami wspierać pierwszą linię. Kaszubie początkowo trudno było zaaklimatyzować się na ciężkim boisku. Stąd i kilka kiksów, które nie miały na szczęście przykrych konsekwencji. Później nie dawał powodów do narzekań. O dwóch obliczach napadów Cracovii pisaliśmy już. Początkowo miało się pretensje do Różankowskiego II, że nie przykłada się na 100 procent, nie idzie za każdą piłką i nie cofa się. Zasługi jego były jednak później tak wielkie, że zmazały one wszystkie grzechy.

WIELKI TALENT RÓŻANKOWSKIEGO II

Różankowski II jest bezsprzecznie wielkim talentem, posiada wszelkie dane, by znaleźć się w czołówce naszych piłkarzy. Główka była majstersztykiem, trzecia bramka była niemal jego indywidualną zasługą, gdyż otrzymawszy piłkę w tłoku, przejechał dwu przeciwników i przytomnie strzelił. Okazało się, że Różankowskiego stać na energię, której oczekujemy w przyszłości w pełnym wydaniu.

Kierownictwo napadu Cracovii spoczęło w ręku Różankowskiego I. Pociągnięcie było dobre. Jest to zawodnik o poważnych kwalifikacjach technicznych i wspaniałych warunkach fizycznych przy czym błyskawicznie orientuje się i jest dostatecznie szybki. Wraz z bratem był jednym z głównych współtwórców zwycięstwa.

Radoń dobrze się doń dostosował, to też trójka ta tworzyła najlepszą część napadu. Skrzydłowi prezentowali się słabiej, mimo to jednak mieli współudział w bramkach. Pierwsza padła z precyzyjnej centry Poświata, drugą zdobył osobiście Szeliga, który w polu nie zawsze był dostatecznie szybki, zarówno w ruchach, jak i w reakcji. Podobne błędy zdarzały się Poświatowi. Rybicki miał więcej trudnych interwencji, niż Jurowicz. Wywiązał się z zadania dobrze. Przy lepszym ustawieniu się, mógłby ewentualnie zapobiec bramce, być może jednak, że miał zasłoniętą widoczność. W sumie Cracovia była bez wyraźnie słabych punktów, szczególnie od czasu, gdy przyzwyczaiła się do trudnego boiska i zaczęła lepiej trzymać się na nogach.

JEDYNY NAPASTNIK WISŁY – GRACZ

Wisła postanowiła zaskoczyć Cracovię taktyką. Po pierwsze więc przerzucono Gracza na lewego łącznika chyba po to, by ścierał się w ciężkich pojedynkach z doskonale usposobionym jabłońskim I. Gracz był najlepszym i… jedynym napastnikiem Gwiaździstej. Pracował ze trzech. Czarną czuprynę widzieliśmy pod jedną i pod drugą bramką. Niestety, tym razem nie miał partnerów.

Kohut poza pierwszymi minutami, w których zademonstrował kilka niebezpiecznych ucieczek i ostrych, nie zawsze celnych strzałów, później całkowicie znikł. Trudno nam było również dostrzec Rupę. Cisowski był w I połowie nawet dość agresywny, nie czekał na piłkę, lecz sam po nią chodził, później jednak rzucał się mniej w oczy. Mamoniem początkowo mało grano, kładąc nacisk na prawą stronę. Gdy dostał piłkę, stwarzał niejednokrotnie zamieszanie. W sumie był jednak chaotyczny. Tak więc napad Wisły, operujący nieźle jeszcze w pierwszych 30 minutach, później jako całość niemal nie istniał.

ZŁE POCIĄGNIĘCIE TAKTYCZNE

Drugim pociągnięciem taktycznym było zablokowanie centrum pola. Polegało ono nie tylko na cofnięciu Legutki na trzeciego obrońcę, ale i ściągnięciu obu obrońców do środka z tym, że opiekę nad skrzydłowymi Cracovii zostawiono bocznym pomocnikom.

Była więc to kombinacja nowego systemu ze starym. Teoretycznie uzasadnienie miała ona w trafnej ocenie sił przeciwnika, gdzie najgroźniejszą mogła być trójka środkowa. Praktycznie nie dała efektu, ponieważ ani Legutko ani obydwaj obrońcy nie utrzymali powierzonych ich opiece zawodników Cracovii, a boczni pomocnicy, zmuszeni do operowania częstokroć w środku nie przykleili się, jak należy, do skrzydłowych.

Uwidoczniło się to najbardziej przy drugiej bramce, kiedy to Filek był gdzieś jeszcze z przodu, to też gdy Różankowski ściągnął na siebie obrońcę, Szeliga miał zupełnie wolne pole. Po przerwie Legutko przejął już w prawdzie na siebie obowiązki ofensywne, ale niewiele z tego wyszło, gdyż napad nie trzymał należycie piłek, a poza tym pomoc Cracovii była już wzmocniona cofającymi się napastnikami, co ułatwiało wprawdzie Wiśle przechodzenie do ofensywy, ale z minimalnymi szansami do strzałów.

LUKI W DEFENSYWIE

Jak wspomnieliśmy, blok defensywny Wisły działał właściwie do 44-ej minuty, później było coraz więcej luk zarówno z winy Filka i Wapiennika, jak i obrońców, a po części Legutki, który nie zawsze zdążał w porę do tyłu. Flanek wchodził energicznie, wykopy dobre, gdy piłka trafiła na właściwą nogę. Kubik niczym się nie wyróżniał. Obrońcy ustawiali się źle – w jednej linii. Do Jurowicza miano pretensje, bo wybiegł przy drugiej bramce. Jest to o tyle słuszne, że przy śliskim, ciężkim terenie każde wyjście z bramki było niebezpieczne. Być może, że pozostając w niej, obroniłby szanse, aczkolwiek niskie piłki nie są jego specjalnością. Zarówno przy pierwszej, jak i trzeciej bramce był bez winy.

Zawody prowadził inż. Brzuchowski z Warszawy, pod adresem którego skierowano parokrotnie protestujące okrzyki. Inż. Brzuchowski był drobiazgowy, jednak postawił sobie za zadanie absolutnie nie dopuścić do niebezpiecznej gry. Było to tym bardziej konieczne, że śliskie boisko i tak stwarzało niebezpieczeństwo kontuzji. W sumie wywiązał się dobrze ze swego zadania. W końcu należałoby jeszcze podkreślić sportowe stanowisko widowni KRAKOWSKIEJ, która wykazała, że zna się na piłce nożnej i umie właściwie określić wartość drużyn.

Komentarz

Echo Krakowa

Kiedy przed dwoma miesiącami napisałem, że mistrzem Polski może zostać Ruch albo Wisła – zaś Cracovia tytułu tego nie zdobędzie – konkludowałem słusznie. Opierałem swoje twierdzenie na tym, że Cracovię czekają najcięższe mecze na obcych boiskach z przeciwnikami poważnymi, zaś forma ataku białoczerwonych nie pozwalała przypuszczać na strzelenie dwóch lub trzech bramek, potrzebnych do zwycięstwa.

Artykuł mój wywołał – zwłaszcza w szeregach Cracovii, słuszne oburzenie, że jakto? Członek klubu nie powinien ani tak myśleć, ani dopiero pisać – że jeszcze nie koniec itd. Sama zaś drużyna piłkarska, zgrzytnęła tylko zębami i kapitan wraz z kilku innymi zawodnikami spotkawszy się ze mną, powiedział mi dosłownie:

- A my panu pokażemy, że mimo wszystko mistrzostwo zdobędziemy. Będziemy „trawę gryźli”, wydamy wszystko ze siebie, a mistrzostwo musimy zdobyć!

Cieszyłem się z w duchu, że chłopcy takiej są myśli, a głośno powiedziałem wówczas:

-Proszę bardzo, nie mam nic przeciwko temu, zróbcie mi na złość, zemścijcie się. Będzie to najpiękniejsza zemsta, jaką z radością przyjmę. Tylko boję się, że tego nie zrobicie!

Tygodnie mijały – Cracovia wygrywała i przegrywała. Jej groźny rywal Ruch, odpadł po kilku meczach, została tylko najgroźniejsza rywalka Wisła, która kroczyła od zwycięstwa do zwycięstwa, zbliżając się w szalonym tempie do czoła tabeli, aż w końcu zrównała się punktami i lepszymi stosunkami bramek, weszła na pierwsze miejsce w tabeli przed Cracovię.

I teraz rozgorzała szlachetna i piękna walka. Obie rywalki nie zetknęły się bezpośrednio, lecz walczyły na obcych boiskach o drogocenne punkty. Cracovia miała dużo cięższe zadanie, grała z poważniejszymi przeciwnikami..

Atak Cracovii – był jednak słabszą częścią drużyny. Starał się jak mógł najlepiej – ale nie wychodziło nic. Formacje defensywne dosłownie harowały jak lwy i oczekiwały an strzelenie bramek przez swój atak. Doszło wreszcie do trzeciego spotkania. Białoczerwoni przygotowali się bardzo starannie i pilnie. Byli spokojni i chcieli wygrać. Wyszli na boisko z silną wolą zwycięstwa, nie lekceważąc silnego przeciwnika ani na chwilę. Wiedzieli o co walczą. Złoty medal zdobyty na I. Igrzyskach Związków Zawodowych w Warszawie, obowiązywał do największego wysiłku.

Chodziło również o pewnego rodzaju zemstę za artykuł odmawiający im możliwości zdobycia tytułu mistrzowskiego.

I… wygrali! Wygrali w pięknym stylu – mszcząc się straszliwie na mnie. Zemścili się do tego stopnia, że z radością i wzruszeniem, nie mogłem słowa wypowiedzieć po skończonym meczu.

Gdy w szatni Cracovii gratulowałem zwycięstwa kapitanowi drużyny i poszczególnym zawodnikom, usłyszałem gdzieś z kąta zjadliwe powiedzonko:

- Aleśmy się na panu zemścili!!!

------
Radość z odniesionego zwycięstwa nie pozwala na tłumaczenie się. Jako dawny zawodnik Cracovii cieszę się, że klub mój znowu jest mistrzem Polski. Sposób dopingu drużyny, był może za bardzo przykry. Przyznaję i… biję się w piersi. Ale cel osiągnąłem – a to było dla mnie najważniejsze.
Zemścili się na mnie w sposób najszlachetniejszy, w sposób – w jaki może się mścić każdy prawdziwy sportowiec.

Echo Krakowa - Z.Chruściński

Powiedzieli po meczu

Kazimierz Rusinek (minister pracy i opieki społecznej)

Przed pauzą Cracovia przypominała mi najlepsze lata przedwojenne. Zagrała wręcz koncertowo. Wynik remisowy do pauzy odpowiadałby bardziej przebiegowi gry. Cracovia zasłużenie wygrała. Nie żałuję, że przyjechałem na mecz.

gen. Władysław Bończa-Uzdowski (prezes PZPN)

Lepszy zasłużenie wygrał! Cieszę się, że finał o mistrzostwo Polski stał na dobrym poziomie.

Glinka (prezes PKS)

Cracovia w pierwszej połowie była lepsza, wynik do przerwy zasłużony. Po przerwie drużyna Wisła załamała się psychicznie. Wynik zasłużony. Sędzia inż. Brzuchowski dostał specjalne instrukcje, żeby nie dopuścić do ostrej gry. Udało mu się to w zupełności.

Stanisław Żur (prezes Cracovii)

Spokojny byłem co do wyniku. Chłopcy przyrzekli mi, że zwycięstwo odniosą.

płk. dr. Idebski (kierownik sekcji piłki nożnej Cracovii)

Jestem szczęśliwy, że Cracovia zdobyła mistrzostwo, na które zasłużyła, gdyż solidnie pracowała prze cały rok. Pech został w końcu przełamany i efekt końcowy osiągnięty.

Wójcik (zastępcą kierownika sekcji piłki nożnej Cracovii)

Przede wszystkim ambicja i poświęcenie, jakie drużyna włożyła w grę zdecydowały o sukcesie. Jestem zawodnikom wdzięczny i cieszę się bardzo, że mimo przepowiedni różnych kibiców i oficjeli, którzy typowali na Wisłę nie załamali się psychicznie i wygrali wielkim stylu. Zasadniczo moralnym mistrzem Polski byliśmy już po meczu z Legią warszawską. Dziękujemy redakcji "Sportu" za stale obiektywną ocenę naszej drużyny.

Łukiewicz (sekretarz Rady Sportowej Związku Samorządowców)

Związek Samorządowców jest dumny z mistrza Polski, który już w sierpniu br. przez zdobycie złotego medalu na Igrzyskach ZZ w Warszawie wykazał swoją wysoką klasę. Życzę dalszych sukcesów Cracovii dla dobra sportu robotniczego.

J.Reichman (referent sportowy OKZZ)

Mecz stał na wysokim poziomie. Obie drużyny wydały z siebie maksimum wysiłku. Cracovia była zespołem lepszym, to też zwyciężyła zasłużenie. Zdobycie tytułu mistrzowskiego i wicemistrzowskiego przez kluby Krakowa, jest niezbitym dowodem, że w naszym podokręgu na kulturę fizyczną kładziemy odpowiedni nacisk.

Zbroja (zastępca referenta sportowego OKZZ)

Zwycięstwo Cracovii zasłużone miała ona 70 procent gry i taktycznie doskonale rozwiązała zawody. Cała drużyna grała b. ambitnie. Sukces końcowy z całego sezonu zasłużony.

Edward Jabłoński (kapitan drużyny Cracovii)

Mimo wszystkich przeciwności zdobyliśmy zasłużenie mistrzostwo. Drużyna Wisły będzie musiała długo czekać aż nas zwycięży. Mamy system na nią. Chcę podziękować trenerowi Malczykowi za dobre prowadzenie drużyny i proszę zarząd by nadal pozostał Malczyk naszym trenerem. Muszę podziękować prezesowi Żurowi , wiceprezesowi Kolakowskiemu, skarbnikowi Fusekowi i kierownictwu sekcji płk. Izdebskiemu i Wójcikowi za opiekę nad drużyną.

Stub sekcji Ta sekcja jest zalążkiem. Jeśli możesz, rozbuduj ją.