Dyskusja:Edward Cetnarowski
Tym, którego kochaliśmy najbardziej i bez zastrzeżeń, był prezes Cracovii dr Cetnarowski. Działalność jego przypada już właściwie na czasy powojenne. Działacz ten nieskazitelnego charakteru, o gołębim sercu, bezgranicznie oddany był idei olimpijskiej. Dla sportu nie szczędził ani trudu ani pieniędzy. Sam nigdy żadnego sportu nie uprawiał z uwagi na tuszę i chorobę serca.
Jak to się stało, że ten człowiek zapalił się do sportu, którego przyjemności nigdy nie zaznał? Sam mi to raz wyjaśniał następująco:
"Byłem asystentem prof. Jordana. W tym charakterze wraz z nim znalazłem się w Wiedniu na jakimś kongresie położniczym. Po zakończeniu obrad profesor rzekł do mnie: - A teraz panie Edwardzie pójdziemy na mecz piłkarski. - Dokąd? - zdumiałem się - na to idiotyczne kopanie piłki? Pana profesora, uczonego, interesują takie głupstwa?! - Niech pan tak nie mówi - odparł profesor - mówię panu, że w tym kopaniu piłki coś jest. Poszliśmy. Grał Wiener Atletic Club ze Studnitzką na środku napadu. I tak się zaczęło..."
Dodajmy: na szczęście dla polskiego sportu.
Dr Cetnarowski przez wiele lat był prezesem Cracovii, a następnie organizatorem i wieloletnim prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej. Tak klub jak i Związek starał się prowadzić, przestrzegając ściśle zasad sportu amatorskiego, co za czasów ligowych przychodziło mu coraz trudniej i było powodem wielu zmartwień. Wszędzie szanowany i ceniony miał rozległe stosunki w kraju i za granicą, które wykorzystywał dla celów polskiego sportu. Bardzo często jeździł z drużyną Cracovii na ważniejsze mecze, a z reguły na wszystkie spotkania Cracovii i reprezentacji Polski za granicą.
- Gdy jadę z wami - zwierzał mi się - gdy patrzę na wasze psie figle i słucham jak się nabieracie, to czuję się młodszy. Dlatego wolę się z wami tłuc w III klasie, choć z uwagi na moje serce powinienem podróżować sleepingiem lub I klasą.
W Paryżu, gdzie Cracovia grała z Red Starem (1 marca 1923 r.) spłataliśmy, jedyny raz w życiu, psiego figla naszemu kochanemu prezesowi. Po zawodach poszliśmy zwiedzać musichalle i razem z nim znaleźliśmy się w Olimpii. Trafiliśmy na przerwę, więc zatrzymaliśmy się w foyer, w którym roiło się od wesołych kobietek ofiarujących nam swoje towarzystwo. Wymawialiśmy się, aż któryś z nas, chyba Gintel, wskazał prezesa mówiąc, że jest to brazylijski plantator, niesłychanie bogaty, u którego będą miały powodzenie. Nasz prezes w drogim futrze, imponującej postaci, mógł uchodzić za bogatego etranżera z Ameryki. Pożałowaliśmy jednak wnet naszego figla. Prezes jakiś czas grzecznie ogarniał się od natarczywych dam, aż więła go pasja i zakomenderował: "Idziemy stąd! Te obrzydliwe dziewki żyć człowiekowi nie dają!" Zdążyłem się im przyjrzeć: nie tylko nie były obrzydliwe, ale nawet bardzo przystojne. Wyszliśmy nie czekając na koniec przedstawienia.
Dr Cetnarowski żył dla sportu i sport pośrednio był przyczyną jego śmierci. Na meczu Cracovii, i to nawet nie piłkarskim, dostał ataku serca i mimo pomocy lekarskiej zakończył życie. Na pogrzebie, który zgromadził nieprzeliczone tłumy, w szczególny sposób uczcili jego pamięć krakowscy dorożkarze. Dr Cetnarowski był wśród nich popularny, bo nie mogąc z powodu choroiby serca zbyt wiele chodzić, do pacjentek jeździł stale dorożkami. Za konduktem dorożkarze uformowali kilometrowy sznur dorożek i tak odprowadzili go na miejsce wiecznego spoczynku.
Cracovia uczciła pamięć swojego nieodżałowanego prezesa nazywając swój stadion jego imieniem.
Źródło: Stanisław Mielech: "Gole faule i ofsaidy", wyd. "Sport i Turystyka", W-wa, 1957