Jan Magiera

Z WikiPasy.pl - Encyklopedia KS Cracovia
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Jan Magiera

Informacje ogólne
Imię i nazwisko Jan Magiera
Urodzony(a) 30 września 1938, Jelna
Zmarły 9 lutego 2022, Mostki (koło Starego Sącza)
Magiera, 1968 r.

Magiera Jan urodził się w 1938. Kolarz.

Był zawodnikiem Cracovii w latach 1936-1971. Dwukrotny zdobył mistrzostwo Polski w 1966 i 1970, wielokrotny reprezentant kraju. Uczestniczył dwukrotnie w Igrzyskach Olimpijskich w Tokio (1964) oraz w Meksyku (1968). Uczestniczył wielokrotnie w mistrzostwach Świata i Wyścigu Pokoju gdzie dwukrotnie w 1966 i 1967 stawał na trzecim stopniu podium.

  • O Janie Magierze str. 118 [1].

Pochowany na Nowy cmentarz w Starym Sączu Sektor A6 Rząd 10 Nr grobu 6.

Mistrz toru i "czasówek"

Dziennik Polski

W latach 60. ubiegłego wieku był najpopularniejszym polskim kolarzem. Po nim miano to przejęli Ryszard Szurkowski i Stanisław Szozda, którzy rządzili peletonem w Wyścigu Pokoju w następnej dekadzie.

Jan Magiera podczas jednego z występów na torze i jako szczęśliwy emeryt, który od czasu do czasu urządza sobie rowerowe przejażdżki (Nie)zapomniane postaci krakowskiego sportu: JAN MAGIERA (Cracovia) - kolarstwo

Był znakomitym kolarzem torowym i szosowym, specjalistą od jazdy na czas, w latach 1963-1972 zawodnikiem Cracovii.

Jan Magiera urodził się w 1938 roku w Jelnej koło Nowego Sącza. Był jednym z dziesięciorga dzieci Marii i Wojciecha. Spośród rodzeństwa z wyczynowym sportem miał do czynienia tylko jego młodszy brat Adam, który krótko był kolarzem Orła Łódź.

Jako młody chłopak jeździł czeskim rowerem, tzw. eską. Ścigał się z kolegami, najczęściej z nimi wygrywając. W rodzinnych stronach nie było sekcji kolarskiej, trafił do niej dopiero, gdy znalazł się w jednostce lotniczej w Radomiu. W Lotniczym KS Czarni zaczął regularne treningi.

Po odbyciu służby wojskowej przeniósł się do Broni Radom, gdzie uprawiano kolarstwo torowe. Szybko okazał się specjalistą na torze. Podczas mistrzostw Polski w 1961 roku zdobył trzy medale: złoty na 4 km na dochodzenie drużynowo, srebrny na 4 km na dochodzenie indywidualnie i brązowy w tandemie. Pięknie zapowiadającą się karierę przerwała kraksa na torze. Był mocno poturbowany, pauzował przez wiele miesięcy. Miał bliżej do domu

W 1963 roku przeszedł do Cracovii. - Ściągnął mnie trener Józef Kupczak, z Krakowa miałem bliżej do domu - wspomina. W krakowskim klubie jeszcze przez pewien czas ścigał się na torze, ale zaczął się specjalizować w jeździe na szosie. - Tor konieczny jest do pracy szosowca nad szybkością - podkreśla. Na jej efekty długo nie czekał. Jeszcze w tym samym roku zajął drugie miejsce w Małopolskim Wyścigu Górskim. Potem wraz z synem trenera Ryszardem Kupczakiem ustanowił rekord Polski w tandemie na 1 km (bił rekordy także na 4, 5 i 10 km).

- Trener Kupczak uczył nas, że sportowiec musi mieć w sobie pokorę, wiedzieć, że dziś jest znanym zawodnikiem, a potem staje się zwykłym zjadaczem chleba. W sekcji Cracovii działał także między innymi Seweryn Ratajczak, wielki człowiek i przyjaciel, który poświęcał się w pracy na rzecz kolarstwa - mówi.

Już w 1964 roku w MP na torze sięgnął po brąz na 1 km ze startu zatrzymanego i 4 km na dochodzenie. Coraz lepiej czuł się także na szosie. W Tour de Pologne był trzeci (wygrał dwie "czasówki"). - Samo dobre przygotowanie nie wystarcza, potrzebne jest jeszcze doświadczenie - wyjaśnia. Właśnie tego doświadczenia zabrakło jemu i jego kolegom podczas MŚ w Chamonix. Indywidualnie był 27., a drużynowo 8. - Byłem zaszczycony, że mogłem zadebiutować w takiej imprezie. W "drużynówce" nie osiągnęliśmy jednak tego, na co było nas stać - zaznacza. Merckx był przed nim

Tego samego roku zaliczył w Tokio olimpijski debiut. Indywidualnie był 73. (słynny potem Belg Eddy Merckx, jeden z najlepszych kolarzy wszech czasów, zajął 12. lokatę), a w drużynie 11. W tej ostatniej obok niego jechali Józef Beker, Andrzej Bławdzin i Rajmund Zieliński. - To była porażka, bo drużynę tworzyli znakomici zawodnicy. Trasa wyścigu wynosiła nie 100, ale aż około 110 kilometrów. Część zawodników nie wytrzymała kondycyjnie. A stać nas było na czwarte miejsce - nie kryje rozgoryczenia. W swojej kolekcji ma dziewięć medali MP - po trzy każdego koloru. Oprócz wspomnianych: złote w wyścigu indywidualnym na szosie w 1966 roku i w jeździe na czas w 1970 roku oraz srebrne na 4 km na dochodzenie w 1966 roku i w "czasówce" w 1971 roku. Miał pecha, że MP w jeździe na czas zaczęto rozgrywać dopiero w latach 70. Właśnie jedyny triumf w "czasówce" w MP ceni jako największe osiągnięcie w karierze. - Bo w tym okresie było wiele dobrych zawodników - wyjaśnia.

W kolejnych startach w Tour de Pologne był drugi w 1966 i dziesiąty w 1969 roku (wygrał w nich po jednej "czasówce").

W MŚ startował łącznie pięć razy. O debiucie już wspomnieliśmy. W 1965 roku w San Sebastian był siódmy indywidualnie na 4 km na dochodzenie, a w 1966 roku we Frankfurcie nad Menem 15. indywidualnie i 11. drużynowo w tej samej konkurencji oraz w Nuerburgu 10. w drużynowym wyścigu szosowym na 100 km. W tej ostatniej konkurencji startował też w MŚ w 1967 roku w Heerlen (Holandia) i w 1969 roku w Brnie, zajmując z kolegami odpowiednio siódme i czwarte miejsce. - Do medalu zabrakło nam ośmiu sekund - wspomina ostatni start w kolarskim mundialu.

Drugi występ olimpijski zaliczył w 1968 roku w Meksyku, gdzie razem z Bławdzinem, Marianem Kegelem i Zenonem Czechowskim zajął szóste miejsce. - Na tyle było nas stać. Nie czuliśmy się najlepiej, była duża wilgotność, bardzo duszno.

Startował w wielu innych imprezach, nie tylko w Europie. W lecie 1965 roku pojechał w wyścigu dookoła Kanady. - Na początku imprezy wycofało się dwóch naszych zawodników. Dlatego nie mieliśmy większych szans na odniesienie sukcesu, ale zdobywaliśmy doświadczenie, bo przejechaliśmy wiele kilometrów - mówi.

Największą sławę przyniosły mu starty w Wyścigu Pokoju. Była to w tamtych czasach największa amatorska impreza kolarska na świecie, organizowana od 1952 roku w trzech krajach: Polsce, Czechosłowacji i NRD (wcześniej przez 5 lat tylko w dwóch pierwszych). W naszym kraju cieszyła się ogromną popularnością, gromadziła na trasach tysiące kibiców, a przy radioodbiornikach i telewizorach setki tysięcy słuchaczy i telewidzów. Do połowy lat 60. Polacy największe sukcesy odnieśli w 1948 roku (triumf drużynowy) i 1956 (indywidualne zwycięstwo Stanisława Królika).

Wygrał trzy "czasówki"

W Wyścigu Pokoju wystąpił pięć razy - w latach 1965-1969. W pierwszych dwóch startach indywidualnie zajmował 12. i 36. miejsce, a drużynowo dwukrotnie drugie (za ZSRR). W swym debiucie w WP kilka razy był w czołówce etapów. Marzył o wygraniu trudnego, górskiego etapu z Tatrzańskiej Łomnicy do Krakowa. Inicjował ucieczki, odpierał ataki rywali, ale na mecie zajął "tylko" trzecią lokatę, za Jurijem Mielichowem (ZSSR) i Klausem Amplerem (NRD). - Padał wtedy deszcz. Przed wjazdem na stadion Wisły, od strony Błoń, były tory tramwajowe. Zawahałem się na chwilę, a moi rywale zaryzykowali i wyprzedzili mnie - przyznaje. Rok później wygrał ostatni etap - odbywającą się w okropnych warunkach atmosferycznych "czasówkę" do Berlina, dzięki czemu Polacy odrobili duże straty do ekipy ZSRR, minimalnie przegrywając z nią w klasyfikacji drużynowej. W dwóch kolejnych WP dwukrotnie był trzeci indywidualnie i pierwszy drużynowo. Jednym z jego popisowych występów było zwycięstwo w "czasówce" podczas przedostatniego etapu w 1968 roku z Puław do Radomia. 49 km przejechał z przeciętną prędkością 41,437 km/godz (świetnie pojechali także Bławdzin, Czechowski oraz Zygmunt Hanusik, dzięki czemu nasza drużyna uzyskała czas lepszy od kolarzy NRD aż o 7 minut i 15 sekund). Na stadionie w Warszawie witały go transparenty z napisem: "Janek Magiera Polskę rozwesela".

W swym ostatnim starcie w WP indywidualnie był 16., a drużynowo trzeci. W kończącej wyścig "czasówce" do Berlina był drugi (wcześniej wygrał jazdę na czas z Zielonej Góry do Świebodzina). Zwyciężył o... sekundę triumfator całej imprezy, Francuz Jean-Pierre Danguillaume, a trzeci był, z równie minimalną stratą do Polaka, zwycięzca WP sprzed roku, Axel Peschel (NRD).

Z sentymentem wspomina swe starty: - Jeździłem bardzo dobrze na czas i w miarę dobrze w górach. Gorzej było z finiszem. Wtedy etapy kończyły się na stadionach, przegrywałem ze sprinterami. Dlaczego byłem bardzo dobry w "czasówkach"? Talent to tylko 5 procent tego, co się składa na wynik. Reszta to praca, praca, praca... Jazda na czas to walka z samym sobą. Trzeba mieć do tego cierpliwość, trzeba umieć panować nad sobą. Sprinterzy nie potrafią utrzymać jednakowego rytmu jazdy przez wiele kilometrów. Doping w tamtych czasach? Bywało, że rywale podawali nam napoje, gdy ich nam zabrakło w bidonach, ale nigdy nie chcieli tego robić kolarze z ZSRR i NRD. Na wyścigach zdarzały się różne sytuacje. Kiedyś jeden z kibiców trzymał butelkę. Gdy się z wychylił, zahaczyłem o nią głową i przyjechałem na metę zakrwawiony. Nagrody? Za trzecie miejsce w Wyścigu Pokoju dostałem najpierw motorower simson, a potem aparat fotograficzny. Pochwalił go Anquetil

W Algierze podczas Tour de L'Avenir po wygraniu "czasówki" pogratulował mu jeden z największych kolarzy wszech czasów, m.in. 5-krotny zwycięzca Tour de France, Jacques Anquetil. - Zawodowcy jechali po nas, na innych, dłuższych trasach, ale spotykaliśmy się w hotelu na kolacjach. Francuz powiedział mi, że jestem znakomitym zawodnikiem w jeździe na czas - wspomina.

Podczas MP w jeździe na czas w 1972 roku zderzył się z innym kolarzem. Efekt? Niedowład prawej ręki, rozbity bark. W wieku 34 lat zakończył zawodniczą karierę. W 1973 roku był asystentem trenera kadry Wojciecha Walkiewicza. Przez kilka lat, do czasu stanu wojennego, pracował jako trener w Stomilu Dębica. Potem w Starcie Nowy Sącz doradzał trenerowi Stanisławowi Ślązakowi (sekcja kolarska w klubie przestała jednak istnieć). Przez kilka lat w Starym Sączu prowadził sklep rowerowy. Dziś wiedzie wraz z żoną Wandą żywot szczęśliwego emeryta w Mostkach koło Starego Sącza. Od czasu do czasu urządza sobie rowerowe przejażdżki.

Stara miłość nie rdzewieje...
JERZY FILIPIUK
Źródło: Dziennik Polski 9 marca 2012 [2]


Informacja o śmierci

"Nie żyje Jan Magiera. Tragiczna śmierć wybitnego sportowca, dwukrotnego olimpijczyka i kolarza Cracovii" -
gazetakrakowska.pl

Nie żyje Jan Magiera. Tragiczna śmierć wybitnego sportowca, dwukrotnego olimpijczyka i kolarza Cracovii

W czasie, kiedy w Pekinie trwają zimowe igrzyska olimpijskie, zginął tragicznie sportowiec, który reprezentował Polskę na dwóch letnich igrzyskach - w Tokio oraz w Meksyku. Niemal w samo południe w środę, 9 lutego 2022 r., znakomity kolarz Jan Magiera stracił życie w nieszczęśliwym wypadku, gdy spalał gałęzie, porządkując ogród przy swoim domu w miejscowości Mostki, położonej tuż za rogatkami Starego Sącza. Zmarł w wieku 83 lat. Był zawodnikiem Cracovii, mistrzem Polski w kolarstwie szosowym i torowym.

Wstrząśnięty tragedią burmistrz Starego Sącza Jacek Lelek, postrzega wyjątkowo smutny zbieg okoliczności w fakcie, że wybitny sportowiec, który w drużynie kolarskiej reprezentował Polskę na olimpiadach w Tokio (rok 1964) oraz w Meksyku (rok 1968), traci życie w nieszczęśliwym wypadku przydarzającym się w czasie trwania igrzysk zimowych w Pekinie.

Tragiczną śmierć 83-letniego byłego wielokrotnego reprezentanta Polski w kolarstwie szosowym i torowym potwierdza aspirant sztabowa Barbara Szczerba z Małopolskiej Wojewódzkiej Komendy Policji w Krakowie.

Funkcjonariuszka przekazuje, że o tragedii na terenie jednej z posesji w miejscowości Mostki w gminie Stary Sącz policja została powiadomiona pięć minut po godzinie trzynastej w środę, 9 lutego 2022 r. Na miejscu długo pracowali policjanci oraz prokurator. Wstępnie wykluczony został udział w zdarzeniu osób trzecich. Okoliczności i przyczyny tragedii ma wyjaśnić śledztwo, które już zostało wszczęte.

Dom Jana Magiery stoi tuż przy głównej szosie prowadzącej przez Mostki. Niegdyś drodze wojewódzkiej, a po dokonanych kilka lat temu zmianach w układzie komunikacyjnym, związanych z wybudowaniem nowego mostu na Dunajcu oraz kolejnego odcinka obwodnicy miasteczka, drogi gminnej łączącej centrum Starego Sącza z Gołkowicami. M.in. z racji eksponowanego usytuowania swej posiadłości wybitny sportowiec, a później szkoleniowiec, z wyjątkową troską zajmował się domem i jego otoczeniem. Efekt jego ogrodniczych poczynań podziwiali wszyscy przejeżdżający bardzo ruchliwą szosą.

Jan Magiera nie był rodowitym starosądeczaninem, a stał się nim z wyboru. Na świat przyszedł 30 listopada 1938 r. w Jelnej, a to dziś obszar gminy Gródek nad Dunajcem czyli obrzeża Jeziora Rożnowskiego. Po ukończeniu Szkoły Rzemieślniczo-Budowlanej w Nowym Sączu został ślusarzem, ale pasjonował go sport. Konkretnie kolarstwo. Był zawodnikiem klubów Czarni i Broń w Radomiu oraz chlubą Cracovii, która wtedy miała stadion przystosowany do rozgrywania zawodów w kolarstwie torowym.

Startował na igrzyskach w Tokio w wyścigach indywidualnych i drużynowych, a na igrzyskach w Meksyku jechał w drużynie. Był wielokrotnym mistrzem i wicemistrzem Polskim. Pięć razy ścigał się w Wyścigu Pokoju. W imprezie uznawanej wtedy za jedną z najbardziej prestiżowych w świecie, odnosił liczące się sukcesy

Kiedy przestał się ścigach został szkoleniowcem. Był asystentem głównego trenera kadry narodowej podczas mistrzostw świata w Barcelonie (1973 r.), podczas których najwyższą klasę kolarską pokazali Szurkowski i Szozda. Później szkolił kolarska młodzież w Nowym Sączu i Dębicy, a w Starym Sączu miał sklep rowerowy. Jeszcze na początku XXI wieku, w celu propagowania sportu kolarskiego jeździł w popularnych w Nowym Sączu Piknikach Rowerowych zainicjowanych i organizowanych przez ówczesnego radnego Rady Miasta Antoniego Rączkowskiego.

Tragiczna śmierć wybitnego sportowca zasmuciła nie tylko mieszkańców Sądecczyzny, ale także kibiców oraz sympatyków kolarstwa w całym kraju.
Stanisław Śmierciak
Źródło: gazetakrakowska.pl 10 lutego 2022 [3]