2009-03-13 GKS Tychy - Cracovia 1:3

Z WikiPasy.pl - Encyklopedia KS Cracovia
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

GKS Tychy - hokej mężczyzn herb.png

Trener:
Mirošlav Ihnačak
Hokej.png
4 kolejka, 3 runda, etap Play-off, Ekstraliga
Tychy, piątek, 13 marca 2009, 18:15

GKS Tychy - Cracovia

1
:
3

(0:1; 1:2; 0:0)

Sędzia: Marczuk Włodzimierz oraz Grzegorz Dzięciołowski
Widzów: 3000


Cracovia - hokej mężczyzn herb.png

Trener:
Rudolf Rohaczek
Skład:
Sobecki (Witek)

Gonera
Jakeš
Bacul
Parzyszek
Paciga

Mejka
Majkowski
Proszkiewicz
Garbocz
Sarnik

Kotlorz
Śmiełowski
Bakrlik
Bagiński
Woźnica

Prochazka
Banachewicz
Jakubik
Krzak
Wołkowicz
Bramki

Bacul (30:24)
0:1
1:1
1:2
1:3
Bondarevs (09:01)

Verčík (35:57)
L.Laszkiewicz (39:33)

Kary
6 16
Skład:
Radziszewski (Rączka)

Csorich
Bondarevs
L.Laszkiewicz
Słaboń
D.Laszkiewicz

Škorvánek
Dudaš
Verčík
Mihalik
Witowski

Noworyta
Dulęba
Piotrowski
Kowalówka
Radwański

Kłys
Wajda
Cieślicki
Pasiut
Rutkowski

Opis meczu

"Tychy rozjechane!" -
TerazPasy.pl

Tychy rozjechane!

W piątek 13 marca, na lodowisku w Tychach Cracovia wręcz rozjechała GKS Tychy! Po bramkach Bondarevsa, Verčika i Słabonia, Cracovia zwyciężyła 1-3 (0-1,1-2, 0-0). Podopiecznym Rudolfa Rohačka do obrony tytułu Mistrza Polski brakuje więc już tylko jednego zwycięstwa. Piaty mecz finału zostanie rozegrany w Krakowie, w poniedziałek 16 marca. Początek spotkania 18.15.

W czwartym meczu finału Pasy rozjechały Tychy i to zarówno w przenośni ale też dosłownie... Krakowianie dali wspaniały pokaz jazdy na łyżwach i wspaniale rozprowadzali grę w oparciu o swoją przewagę szybkościową i techniczną. W przeciwieństwie do czwartkowego meczu tyszanie nie byli wstanie zmusić hokeistów Cracovii do przepychanek na bandach i w konsekwencji polegli z kretesem. Pasy zaprezentowały też bardzo skuteczną grę obronną, gdyż przez długi czas w drugiej tercji tyszanie grali w liczebnej przewadze, w tym także podwójnej! Prezentując taką grę Cracovia już w następnym spotkaniu będzie miała szansę zakończyć finałową rywalizację.

Pierwsza tercja dobitnie pokazała, która drużyna lepiej prezentuje się w grze kombinacyjnej. Poza pierwszymi pięcioma minutami, kiedy to żadnej ze stron nie udało narzucić swoich warunków, Pasy zdominowały grę. Począwszy od 6. minuty, kolejne trzy piątki Cracovii całkowicie zamknęły gospodarzy na przedpolu bramki Sobeckiego. Krakowianie rozgrywali zamek z drobnymi przerwami przez prawie 3 minuty! Bramka wisiała w powietrzu i w momencie kiedy na lód powróciła pierwsza piątka Pasów wynik uległ zmianie. Na początku 10. minuty spotkania krążek trafił pod niebieską do Igora Bondarevsa, a Łotysz mocnym strzałem spod samej bandy pokonał Sobeckiego. 0-1!

Po stracie bramki tyszanie próbowali przejąć inicjatywę i w 14. minucie stworzyli swoją najlepszą sytuację. Radziszewski odbił najpierw ostry strzał Kotlorza z niebieskiej, a zaraz potem poprawkę Bakrlika z najbliższej odległości. Przed szansą stanął jeszcze Woźnica ale jego uderzenie otarło się o poprzeczkę. To było właściwie wszystko na co stać było gospodarzy, a Cracovia miała kolejne szanse. Groźnie strzelał Grzegorz Pasiut, a w 16. minucie świetną akcję przeprowadziła dwójka Sebastian Kowalówka – Michał Radwański. Cracovia prowadziła grę i zyskiwała coraz wyraźniejszą przewagę, którą tylko nieco osłabiło pierwsze wykluczenie w meczu dla Jarosława Kłysa. Tyszanie nie byli jednak w stanie tego wykorzystać.

Druga tercja zaczęła się dużo lepiej dla gospodarzy. Z każdą akcją pod bramką Radziszewskiego było coraz niebezpieczniej. Groźnie uderzali kolejno Bakrlik, Krzak i Wołkowicz, jednak „Radzik” był na posterunku. W 26 minucie okres naporu tyszan przyniósł kolejne, choć kontrowersyjne, wykluczenie. Na ławkę kar powędrował ponownie Jarosław Kłys i w kolejnych minutach konsekwencją gry w osłabieniu były... kolejne wykluczenia. W drugiej tercji sędziowie jeszcze pięciokrotnie odsyłali graczy Cracovii na ławkę kar. A pomiędzy 30 i 34 minutą w boksie przebywało równocześnie aż trzech zawodników Pasów!

Gra przez ponad cztery minuty w przewadze bardzo pomogła gospodarzom odzyskać kontrolę nad wydarzeniami na lodzie. Tym bardziej, że przez ponad dwie minuty była to gra 3 na 5. Właśnie w takiej sytuacji padła bramka wyrównująca. Akcję pierwszego ataku, mocnym strzałem z najbliższej odległości wykończył Robin Bacul. Cracovia straciła bramkę ale tak naprawdę świetnie przetrzymała ten trudny okres. Tyszanie nie potrafili stworzyć kolejnych groźnych sytuacji, a w 37 minucie, wciąż grając w przewadze stracili nawet bramkę!

Na ławce kar przebywał Leszek Laszkiewicz i gospodarze kolejny raz założyli zamek w tercji obronnej Cracovii. Jednak Rudolf Verčik agresywnie doskoczył do Jakesa pod niebieską, wydzióbał mu krążek i sam popędził w stronę bramki Sobeckiego. Potężny zamach i guma przeszła pomiędzy parkanami. „Short handed gol” w takim momencie! Brawo Rudolf!

Dopiero w ostatniej minucie siły na lodzie ponownie się wyrównały. I znów Cracovia pokazała mistrzowski charakter. Na 40 sekund przed syreną, do wrzuconego do tercji tyszan krążka popędził Leszek Leszkiewicz. Gracz z numerem 81 na biało-czerwonej koszulce przechwycił gumę dopiero pod samą bandą i to na wysokości linii bramkowej. Trudno oprzeć się wrażeniu, że defensorzy gospodarzy zlekceważyli nieco tę pozycję... Chwilę potem było jasne, że to co zrobili było czymś więcej niż głupotą, to był błąd! Leszek niczym autor tego słynnego bon motu wymanewrował dwóch rywali i idealnie dorzucił krążek przed bramkę do Damiana Słabonia, a środkowy pierwszego ataku nie zwykł marnować takich sytuacji. 1-3!

Po meczu trener Rudolf Rohaček stwierdził: Co se tyczy obrony, to była w tym sezonie nasza najlepsza tercja. Trenerze to była tercja mistrzowska trenerze!

Ostatnia odsłona, to już całkowita dominacja mistrzów Polski. Hokeiści Cracovii byli szybsi, bardziej zdecydowani i lepiej zorganizowani na lodzie. Bardzo dużo zamieszania pod bramką Sobeckiego stwarzał atak Mihálik - Verčik - Witowski. W 46. minucie po szybkim ataku Michał Radwański miał wyborną sytuację, ale nie trafił w bramkę. Dwie minuty później kolejną groźną akcję przeprowadził drugi atak, jednak Sobecki wybronił nie tylko strzał Verčika, ale też poprawkę Mihálika! W 50. minucie Marian Csorich popisał się nieprawdopodobnym przeglądem pola i podał krążek, do Leszka Laszkiewicza, rollingiem po bandzie przez cały łuk za bramką Radziszewskiego i pół lodowiska! Po tym podaniu „Laszka” wyszedł sam na sam z bramkarzem gospodarzy, położył go na lodzie i kiedy wydawało się że padnie bramka, krążek przeskoczył mu nad łopatką kija...

Okres dominacji podopiecznych Rudolfa Rohačka trwał także podczas gry w osłabieniu. W czasie kiedy na ławce przebywał Martin Dudaš, Pasy przez ponad minutę rozgrywały bezkarnie krążek po całym lodowisku. Trener tyszan Miroslav Ihnačak zdawał sobie doskonale sprawę z przewagi mistrzów Polski i przy wznowieniu w tercji Cracovii, na 85 sekund przed końcem spotkania, nie wycofał nawet bramkarza...

W czwartym spotkaniu rozegranym w ciągu pięciu dni Pasy po prostu zajeździły tyszan. Do piątego spotkania drużyny staną jednak po dwóch dniach odpoczynku i jest jasne że zawodnicy GKS-u walczyć będą do samego końca. Jestem jednak pewien że do końca oznacza po prostu, do poniedziałku 16 marca, kiedy to Cracovia znów założy mistrzowską koronę!
raf_jedynka
Źródło: TerazPasy.pl 13 marca 2009 [1]


"O krok od złota" -
Dziennik Polski

O krok od złota

Po porażce w czwartek trener Cracovii Rudolf Rohaczek nieco zmienił skład (do gry wrócił czeski obrońca Dudasz, a Witowski przeszedł do ataku Mihalika) i były to trafne posunięcia.

Od początku spotkania widać było, że Cracovia była tego dnia lepiej dysponowana, grała szybciej, dobrze taktycznie, a przede wszystkim lepiej wytrzymała mecz fizycznie.

Przewaga gości została udokumentowana bramką w 10 min, kiedy to spod linii niebieskiej potężnie uderzył łotewski obrońca Bondarevs. Gospodarze mogli wyrównać w 13 min: w zamieszaniu strzelał Woźnica, krążek trafił w poprzeczkę. Potem świetnej okazji na podwyższenie wyniku nie wykorzystał Radwański.

W drugiej tercji posypały się kary na Cracovię. Na ławce kar znaleźli się Csorich, Dudasz i Mihalik. Gospodarze przez 174 sekundy grali z przewagą aż dwóch zawodników. Udało się im strzelić tylko jednego gola, po podaniu Gonery z bliska do siatki trafił Bacul. Krakowianie umiejętnie się bronili.

W 36 min na ławkę kar powędrował za przypadkowy faul L. Laszkiewicz. Po błędzie Jakesza na bramkę pognał Verczik i celnym uderzeniem z 5 metrów pokonał bramkarza Sobeckiego. Zaznaczyła się wtedy dominacja krakowian. Na 26 sekund przed końcem drugiej tercji L. Laszkiewicz podał pod bramkę do Słabonia i było już 1-3.

W trzeciej tercji gospodarze nie mieli już sił, by skutecznie zaatakować. Krakowianie grali dobrze taktycznie. Na 4-1 mogli podwyższyć Radwański i L. Laszkiewicz. Gospodarze byli chwilami bezradni. Nic nie dało im wycofanie bramkarza na 28 sekund przed końcową syreną.

To był bardzo dobry mecz Cracovii. Pewnie bronił Radziszewski, uważnie grała obrona, napastnicy przeprowadzili sporo pomysłowych akcji.
Andrzej Stanowski
Źródło: Dziennik Polski 14 marca 2009


"Jedno zwycięstwo do raju" -
Gazeta Wyborcza

Jedno zwycięstwo do raju

Comarch Cracovia jest o krok od obronienia mistrzostwa Polski! W najmniej emocjonującym meczu finałów krakowianie pewnie pokonali GKS Tychy i w poniedziałek we własnej hali mogą przypieczętować sukces. Brązowy medal zdobył Wojas/Podhale.

W niespełna dobę Cracovia i GKS zmieniły się nie do poznania. W czwartek tyszanie jeden po drugim wędrowali na ławkę kar, a wiele przewinień zasługiwało na etykietkę „bezmyślne i brutalne”. Wczoraj jednak sędzia odesłał na ławkę Jarosława Kłysa z Cracovii w 18. minucie i było to dopiero pierwsze wykluczenie w spotkaniu! - Staramy się nie łapać przewinień, bo w poprzednim meczu trochę nas poniosło - przyznał Tomasz Proszkiewicz, który w czwartek bezmyślnie uderzył kijem w twarz Igorsa Bondarevsa. Zawodnik GKS-u przed kamerami TVP Sport nie przeprosił jednak rywala, ale... swoich kolegów. - Przeze mnie musieli się męczyć w osłabieniu. Gospodarze grali mniej agresywnie, ale i dużo gorzej w ataku. W pierwszej tercji sytuacji mieli jak na lekarstwo, a inicjatywa była po stronie Cracovii. Być może tyszanie odrobili lekcję z niepotrzebnych kar, ale zabrakło im czasu na przeanalizowanie sytuacji, w jakich dzień wcześniej tracili bramki. Spod niebieskiej przymierzył bowiem Igors Bondarevs i krążek wpadł do siatki w niemal identyczny sposób jak w czwartek.

Mimo straty gola tyszanie nie tracili nerwów i nie dali się prowokować. Ciasno było za to na ławce kar Cracovii. Przez ponad dwie minuty GKS grał w podwójnej przewadze i do siatki szybko trafił Robin Bacul. Mistrzowie Polski jednak dalej łapali kary, ale gospodarze byli nieskuteczni. Co więcej, gdy grali z jednym zawodnikiem w przewadze, krążek Tomasowi Jakeszowi odebrał Rudolf Verczik i krakowianie prowadzili. Podłamanych tyszan na 26 sekund przed końcem drugiej odsłony dobił Damian Słaboń. - Staraliśmy się uspokoić nerwy, bo wiemy, jak się gra w Tychach - przyznał Leszek Laszkiewicz, lider Cracovii. - Prowadzimy dwoma bramkami i w trzeciej tercji musimy zagrać bardzo rozważnie. Mistrzowie Polski niespecjalnie musieli się nawet starać, bo w ostatniej odsłonie tyszanie nawet nie próbowali zmusić ich do błędu. - Najważniejsza okazała się druga tercja, gdy przez wiele minut skutecznie broniliśmy się w osłabieniu. To było najlepsze 20 minut naszej obrony w tym sezonie - podsumował Rudolf Rohaczek, trener Cracovii. - W poniedziałek czeka nas jednak kolejny ciężki pojedynek.

Podhale w trzech meczach odprawiło Stoczniowca Gdańsk i zdobyło brązowy medal. Rywalizacja o trzecie miejsce była wyzwaniem dla Stoczniowca, a w Nowym Targu zastanawiano się tylko, czy hokeiści potrafią się zmobilizować po przegranym półfinale z GKS-em Tychy. Wygląda jednak na to, że Podhale chciało jak najszybciej zakończyć nieudany sezon. Stoczniowiec postraszył jednak nowotarżan, bo już w 46. sekundzie bramkę zdobył Mikołaj Łopuski. To tylko podrażniło Czechów grających w Podhalu. Do wyrównania doprowadził Martin Iviczicz, drugiego gola strzelił Marian Kacirz, a na kolejne trafienie Łopuskiego ponownie odpowiedział Iviczicz. Po bramce Krzysztofa Zapały goście mogli zacząć pakować się w daleką podróż do Nowego Targu, ale trafieniem postraszył ich Josef Vi- tek. Półtorej minuty to było jednak za mało, by Stoczniowiec mógł myśleć o przedłużeniu nadziei na brązowy medal.

W żadnym z meczów o trzecie miejsce nie zagrał Martin Petrina, który w ostatnim spotkaniu z GKS-em doznał wstrząśnienia mózgu. Wkrótce zapadnie decyzja, czy zawodnik mo¬że opuścić szpital.
PIOTR JAWOR
Źródło: Gazeta Wyborcza 14 marca 2009